czwartek, 24 grudnia 2009

twórcze zapatrywanie na święta

W domu!
W sumie nie tęskniłam tak bardzo, jednak jak już tu jestem to nie chciałabym się już więcej stąd ruszać.
Gdy tylko przekroczyłam próg zostałam poinformowana, że strojenie choinki należy do mnie (a miałam nadzieję, że zastanę gotową). 20 minut temu skończyłam pakowanie prezentów, na szczęście część zapakowałam już w Łodzi. Właśnie, 3/4 mojego plecaka to były prezenty, a do tego taszczyłam jeszcze reklamówkę z wielkim pudłem, które nawet w marzeniach nie zmieściłoby się do plecaka (chyba, że przyszłość będzie wyglądała jak u Jetsonów i nawet samochód będzie kieszonkowy). Z zakupionych prezentów jestem zadowolona, w końcu trochę się za nimi nabiegałam, a najbardziej dumna jestem z prezentu dla mamy! Wykonałam dla niej kolczyki i nie z jakichś drewienek i szkiełek, ale z prawdziwych kamieni i srebra. Ponadto pierwszy raz spróbowałam swoich sił w decoupage, przyozdabiając styropianową bombkę etnicznymi wzorami. Miała też być szkatułka dla babci z decoupage'u, jednak nie starczyło mi już czasu i materiału (lakieru do drewna) i też szkatułka będzie jedynie zwykłym kufrem na biżuterię (ohhh ohh).
Na tym skończyło się moje twórcze zapatrywanie na święta, no chyba, że uwzględnię latanie za prezentami dla K., gdyż stwierdziłam, że najweselej będzie mu sprawić paczkę pełną różnorakich akcesoriów (nie napiszę jakich bo jeszcze szpieg to przeczyta!)!

Podsumowując: z pieniędzy jestem spłukana doszczętnie - choć pare rzeczy wykonałam własnoręcznie trzeba było zakupić materiały, lecz wszystko to w wierze, że święta będą udane! Zresztą na uszczęśliwianiu najbliższych nie wolno oszczędzać.

wtorek, 22 grudnia 2009

przedświątecznie

22 grudnia a ja ciągle siedzę w Łodzi. Wczoraj miałam ostatni egzamin na te pół semestru (śmieszne ale jak przyjdzie do końca semestru to będziemy się cieszyć,że przynajmniej mamy o te 3,4 przedmioty mniej do nauki). Egzamin odbył się o nienormalnej godzinie bo o 18.30, w mieszkaniu byłam o 20. Zdążyłam się jedynie umyć się ze stresu a już miałam dwóch gości w progu. Niby tylko po odbiór zapomnianej czapki ale nie wypada nie zaprosić na herbatę. K. przyszedł prawie w pół do dziesiątej, rozmowa, jedzenie i już prawie jedenasta w nocy. Zadzwoniłam do mamy aby powiedzieć jej, że nie wyrobię się na wtorkowy pociąg o 6.19 rano bo musiałabym wstać przed 5 a ja nawet nie byłam spakowana i nie wiedziałam jak szybko ogarnąć całe mieszkanie (bo przecież nie zostawię syfu na 2 tygodnie mojej i współlokatorów nieobecności). Obudziłam ją. Nie zdawałam sobie sprawy, że już prawie północ!
Tak więc siedzę na Sienkiewicza jeden dzień dłużej, myję naczynia, podłogi, opróżniam lodówkę, aby nie było styczniowych włochatych niespodzianek, a zaraz idę po ciepłe pieczywo z piekarenki na dole.

Te święta będą inne, juz są inne. Jak za dawnych lat spędzimy je w domu we trójkę: mama, ja i brat. Pierwszy raz jestem tak daleko od domu i nie mogę na bieżąco pomagać w przygotowaniach do świąt. Zresztą i tak dobrze, że mój rok zawarł umowę z wykładowcami i przenieśliśmy zajęcia do odrobienia na nowy rok, tak to musiałabym siedzieć na uczelni do środy a to już moim zdaniem smutne przegięcie. Mama pracuje od rana do późnych godzin popołudniowych, nawet w wigilię co sprawia, iż nasza coroczna tradycja kolacji wigilijnej o godzinie 18 zapewne ulegnie zmianie. Menu tez ma być okrojone bo nie da się z nim wyrobić na czas (chyba, że na zerwanych nockach). Jutro z rana jadę do domu i to chyba najważniejsze! Prezenty popakowane, a co poniektóre zakamuflowane, mam wielkie obawy jak ja się z nimi zabiorę w podróż, na szczęście to jednorazowa przygoda.

Życzeń jeszcze nie będę tu zamieszczała, najpierw muszę wrócić do domu!




i bonusik w postaci starej fotografii/widokówki przedstawiającej Park Sienkiewicza, znajdujący się niedaleko kamiennicy w której mieszkam: