sobota, 27 listopada 2010

Zimowisko

Ciągle sobie obiecuję: co najmniej jedna nota w miesiącu. Jest o czym pisać, jednak trzeba to czynić na bieżąco a nie podsumowując, bo tak to wszystko wydaje się bez większego znaczenia (by notować na łamach bloga).
Pracuję nad magisterką, idzie topornie skoro na dzień piszę 0,5-1 stronę i po tyle mniej więcej liczą sobie moje podrozdziały. Do końca semestru mam oddać minimum 2 rozdziały, ok, jeden napisałam i liczy on sobie 6 stron - straszne, prawda? Wody w końcu lać nie będę, powtarzać też się nie lubię, także leci mi to jak krew z nosa. Zobaczymy co na moje wypociny powie promotor, już we wtorek.

Zima powoli się rozkręca, póki co mamy -1 do -3 stopni, a ponoć tej zimy temperatury mają dochodzić do -30. Jakoś nie umiem tego sobie wyobrazić, nie w moim łódzkim mieszkanku, gdzie teraz ciskam zimną parą z ust i zakładam pod polar sweter. Nie palimy regularnie w kominku, bo nie każdego dnia się opłaca, np. wychodzimy o 7 rano i wracamy o 16-17, zanim rozgrzeje się kominek ja już kładę się spać a w nocy nie ma kto podtrzymywać ognia. Od kilku dni mamy za to węgiel i może on nas poratuje. W każdym razie na tym koźle można grillować (; Takim pozytywem zakończę ten akapit.

Napiszę jeszcze tylko o obrazie który maluję. Z pewnej odległości wygląda świetnie, za to z bliska tylko nerwy mnie szarpią P; Mnóstwo tkaniny czyli fałdki i zagięcia, przewaga jednego koloru, także trzeba kombinować by elementy nie zlewały się ze sobą w jedną plamę. No cóż, sama sobie jestem winna za wybranie motywu ... teraz muszę dokończyć to co zaczęła moja idea.