sobota, 27 lutego 2010

odrywanie siebie

Impuls oznacza czynienie tego, co się aktualnie chce czynić, a nie z innych względów, opisywanych przy użyciu takich pojęć, jak dobro, szlachetność, piękno, itd.
    W orientacji "impulsowej" prawdziwa jaźń jest czymś co musi być odkryte. W sferze "instytucjonalnej" oczekiwanie na "odkrycie siebie" może wydawać się stratą czasu. "Ja" jest czymś, co się osiąga i tworzy lub uzyskuje w drodze starań, a nie "odkrywa".

Zbigniew Bokszański, Tożsamości zbiorowe,
Wydawnictwo Naukowe PWN, 2007

poniedziałek, 22 lutego 2010

Straszny tydzień i zaklęcia Protego Horriblis

Zaczął się tydzień ciężkiego oddechu i niepewności. Pierwsza poprawa za mną, dwie jeszcze przede mną. W dodatku od dzisiaj mamy już drugi semestr, także trzeba pojawić się na dzisiejszych wykładach, a raczej wypadałoby się na nich pokazać. Z okazji tego strasznego tygodnia staram się myśleć tylko i wyłącznie o rzeczach miłych, np:
  • poprawa pogody i fakt, że już nie trzeba codziennie myć podłogi w przedpokoju (nie to, żeby była codziennie myta),
  • moja wizyta w domu, co prawda nie zdążyłam odpocząć i wchłonąć jego aury ale zawsze miło jest pobyć w domu,
  • podczas mego pobytu w Jastrzębiu upiekłam swój pierwszy chleb !!! Zajadałam się nim i pyszną domową konfiturą truskawkową. Przepis zaczerpnęłam od Trufli. Zdjęcie nie jest idealne bo robione telefonem komórkowym, kompozycja zresztą też niezbyt wyszukana albowiem apetyt mąci estetykę ...
  • odpowiednia muzyka i jeszcze odpowiedniejsza,
  • pouczająca i pocieszająca lektura o podejmowaniu decyzji w życiu, czyli "Dżungla życia" Beaty Pawlikowskiej,
  • ha, przez ten stres ciągle jem, jednak pociesza mnie myśl, że na styczniowym weselu paradowałam w sukience rozmiar 36 (i tak właśnie się pocieszam),
  • ja się uczę a mój mężczyzna gotuje nam pyszne obiady, laaaaba!,
  • drink z cytrynówki i soku z granatu smakuje jak landrynki (mniam!),
  • no i jeszcze tylko 4 miesiące do wakacji!

poniedziałek, 15 lutego 2010

jagnięcina podana z grilla (na ostro)

Zaatakowały mnie smoki. Latają nade mną wkoło niebezpiecznie trzepocząc skrzydłami i wzniecając wiatr, który przewraca wszystko co żywe na ziemię. Nie ma rycerza, są tylko biedne i zlęknione owieczki. A ja jestem tym jagnięciem, które stara się schować jak najgłębiej między owcami. Tylko smoki zioną ogniem, warczą nastraszając to niby nurkując w naszą stronę, to wzlatując w chmury. Nie ma rycerza, nie ma dzielnych szewczyków a tym bardziej dzielnych pastuchów ... *


Studia nie wychodzą na zdrowie, tym bardziej, gdy wykładowcy usilnie próbują wyeliminować choćby 1/4 studentów na roku. Spadam w czarną dziurę niemocy. Jestem coraz mniejsza i mniejsza, mniejsza... Może to był błąd wybierając się na studia o których nie ma się zupełnego pojęcia, ale za to rokują pomyślą przyszłością. Zobaczymy, albowiem to Oni jedynie mogą mnie wyrzucić, bo sama nie mam zamiaru się stamtąd zwalniać.
Póki co siedzę w Jastrzębiu, to moje ferie, mój ratunek od obłędu. Niby źle, że nie zabrałam ze sobą notatek do przyuczenia, jednak jestem tu by odpocząć. Inaczej rozchoruję się tak, że wszyscy wkoło będę mnie mieli dość! Ha, mówię to jak małe dziecko, i tak też się czuję. Tym bardziej, że tego samego dnia co przybyłam do domu dowiedziałam się, moje nadzieje a raczej przekonania co do zamknięcia choćby połowy egzaminów sesyjnych zostały jakby brutalnie podarte i wyrzucone do kosza przez krytyka (literackiego powiedzmy), jako sztuka aż nadto realistyczna niż patriotyczna (czyli za dużo niewiedzy niż wykutych słowo w słowo, jak mantry zdań).
Płaczę jak dziecko w poduszkę i odganiam myśli apokaliptyczne, śniąc o lepszym jutrze w moim małym pokoikowym azylu.

*mój własny cytowany tekst