piątek, 26 sierpnia 2011

Anglia. Spostrzeżenia oraz potwierdzenia.

Kilka własnych uwag na temat Anglii.

1.  Coś, co pierwsze rzuciło mi się w oczy to mnóstwo zieleni. Nie ważne czy to wieś, miasto, miasteczko - duża część dróg obsadzona jest drzewami, często są to również ogromne żywopłoty. Przy okazji bardzo ciasnych dróg wrażenie 'zielonych dróg' jest jeszcze bardziej spotęgowane. Skoro TUTAJ jest tak zielono to co dopiero na Zielonej Wyspie, czyli w Irlandii (:



2. Magiczny świat Harrego Pottera ... Chyba każdy potteromaniak powinien choć raz przyjechać do Anglii i odwiedzić kilka miast, miasteczek. Niekoniecznie mówię tu o Londynie, chodzi o ogólne odczucie świata, który stworzyła J. K. Rowling, a który powstał na podstawie otaczającej ją miejskiej rzeczywistości. Choćby Diagon Alley, wąska uliczka przepełniona sklepami z magicznymi rzeczami. Kiedy byłam w Guilford i przechodziłam się tamtejszą High Street zachwyciły mnie jej budynki - wszystkie ściśnięte, jak szachownica każdy budynek z innej epoki, w innym stylu architektonicznym. Pomiędzy tymi kamienicami wąskie uliczki, gdzie znalazłam jedną przypominającą tunel. Zaintrygowana weszłam do tego tunelu, który zaprowadził mnie w miejsce wypchane sklepikami różnej maści. Pierwsze co pomyślałam to: Ulica Pokątna! Nie tylko TO miejsce pozwoziło mi odczuć obecność Czarodziejów w świecie Mugoli. Tuż obok domu, w którym pomieszkujemy znajduje się stary domek, typowy cottage tyle, że jego ściany wybrzuszają się na wszystkie strony. No kto może mieszkać w takim miejscu jak nie jakiś czarodziej!


3.  Wszystko TU (w Anglii) jest takie "typowe". Czyli więcej koni niż krów, powściągliwe domki, nawet pogoda jest "typowa". Co więcej ogródki rzeczywiście są wąskie i długie, podwórko przed frontem całe wybrukowane - zero zieleni. Rzeczywiście mnóstwo ciapatych, czyli Hindusów i sklepów z ich żywnością, restauracji, zresztą panie zazwyczaj noszą coś na podobieństwo sari. Wydaje się, że połowa ludności w Anglii to Hindusi, niekoniecznie legalni emigranci.



W kolejnym odcinku mogłabym wymienić jeszcze coś na temat domu, pracy, żywości oraz telewizji.

sobota, 20 sierpnia 2011

na obczyźnie


Jest dobrze, choć mogłoby być lepiej.
Cztery tygodnie na obczyźnie i tęsknota za ojczyzną. Coraz bardziej czuję, że nie mam jeszcze swojego miejsca na ziemi.
Mieszkamy w Ashtead. Właściwie jest to wioska, gdyż pełna nazwa Ashtead to Ashtead Village. Nie wiem jaką miarą klasyfikuje się tutejsze miejscowości, jednakże zaopatrzeniem i wyglądem Ashtead przypomina małe miasteczko: kilkanaście sklepów typu SAM, sklepy odzieżowe, sklepy z chemia, piekarnia, spożywczaki, sklepy meblowe, puby, restauracje, itd. Kiedy w Polsce jakaś miejscowość zostaje sklasyfikowana jako wieś możemy się spodziewać, że posiada 1 lub 2 sklepy oferujące najważniejsze artykuły oraz minimum dwie piwiarnie. W Polsce też wiejskie domy pooddzielane są polami uprawnymi, a tu gospodarstwa rolnicze znajdują się na obrzeżach tejże miejscowości. W środku Ashtead zapaćkane jest domkami - jeden obok drugiego, dużo i ciasno. 
Ludzie są tu nadzwyczaj mili. Najprawdopodobniej jest to zakorzenione w tej kulturze tzw. 'dobre wychowanie' względem drugiej osoby (pewnie już niekoniecznie względem siebie samego).
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej (: