Dziś nastał ten dzień, niezobowiązujący, dwudziestostopniowy bez rażącego słońca, z rześkim powietrzem wypełniającym nozdrza.
Trzecią godzinę siedzę przy oknie otwartym na oścież z notebookiem postawionym na parapecie - prowizorycznym biurkiem. Odgłosy ulicy umilają czas: szum silników samochodów przemieszany z bulgotaniem motocyklów, ćwierkanie ptaków, szczekanie psów, śmiechy dzieci i rozmowy przechodniów. Nie wiedzieć czemu trochę czuję jakbym była w zoo. Piję kawę, trzecią od kiedy się obudziłam, mogłabym wypijać dzbanek kawy dziennie, po amerykańsku prosząc o dolewkę.
Zamarzyło mi się Bistro z kawą z ekspresu zamawianą jednorazowo na dolewki, wodą mineralną za darmo, sandwichami, jajkami na bekonie na śniadanie, donughtami i najzwyklejszym menu obiadowym z obowiązkowymi naleśnikami w pozycji śniadanie/obiad/kolacja. Bardzo po amerykańsku, ale dlaczego by nie? Chciałam herbaciarnię, ale bistro z colą w butelce zamiast piwa i sąsiedzką atmosferą to coś dla mnie.
Taki trochę leniwy dzień gdzie czytam artykuły w internecie, dokańczam czytanie książki dzieląc uwagę z pokątnymi rozmowami na czacie, podjadam ciasto-murzynka i czuję, że dzień nie jest zmarnowany, mimo że w planach wybierałam się na plażę. Bez plaży teraz też odpoczywam.
noooooo ! wreszcie ciś napisałaś ! :)
OdpowiedzUsuńjakie wreszcie, ostatnia notka była zaledwie miesiąc temu P;
UsuńNa plażę? To gdzie Ty teraz jesteś, Piracie? :>
OdpowiedzUsuńobecnie w Świnoujściu Siurku (:
UsuńW Świńskim Ujściu jak mówiliśmy na zielonej szkole ;-)
OdpowiedzUsuńCo do kawy to mam to samo - muszę się hamować, inaczej piłabym na okrągło. A poza tym pomysł z bistro super, tylko proszę bez plastikowych krzeseł i stołów!