Czasem mam wrażenie, że nie potrafię doprowadzić do końca tego, co zaczęłam. Jednak nie jest to prawda, bowiem przypominam sobie te wszystkie momenty zwątpienia, płaczu i przeświadczenia, iż znalazłam się na skraju przepaści i za parę sekund zlecę w dół. Czasem zlatuję - jak kot na cztery łapy, czasami Dobry Los chwyta mnie i odciąga od przepaści. Tyle razy dopinałam wszystko na ostatni guzik, czyli jednak nie jestem kiepska w realizacji.
Może to jest tak, że jeśli dokończenie czegoś, co się zaczęło idzie nam mozolnie, łatwo odwrócić naszą uwagę od tej czynności i zarzucić ją, to oznacza to, iż tak na prawdę wcale nam na tym nie zależy. Może to był po prostu jakiś nieistotny kaprys?.. Zazwyczaj nie. Potrzeba choćby małej motywacji i odrobiny organizacji. Ciężko o organizację pośród chaosu, a pomimo, że znajomi komentują moje życie jako poukładane, ja nieustannie nadaję mu miano chaosu... ale jakoś dopinam, nawet nie trzeba trzymać za mnie kciuków.
Mam milion pomysłów co mogę robić, ale jakoś nic do mnie nie przemawia na tyle mocno, by się na tym skupić. Siedzę na obczyźnie już prawie rok i chyba bardziej ze względu na własny wiek czasem frustruję się nad własnymi poczynaniami i ogólnym położeniem w jakim się znajduję. Czasem zastanawiam się jak mogę dojść do jakichkolwiek konkretnych wniosków skoro nawet miejsce, z założenia przeznaczone do pracy, wygląda u mnie tak:
Natomiast po dwóch tygodniach zwlekania kupiłam bilet powrotny z PL do UK (bo z UK do PL kupiłam właśnie jakieś 2tyg temu, trzy dni ślęcząc nad wykombinowaniem dogodnego połączenia), nadpłacając jakieś 30£ i to nie żebym zastanawiała się czy w ogóle wracać do UK, ale po prostu dzień w dzień mając to w głowie, siedząc przy lapie i w gruncie rzeczy mając wszystko co potrzebne pod ręką, ciężko mi było spiąć poślady i kliknąć parę razy tam gdzie trzeba. Łatwiej ugotować obiad. Także gdzie tu uczyć się angielskiego, choć książki leżą tuż przy łóżku, jak tu się uczyć hiszpańskiego, w jaki sposób dokończyć malowanie obrazu, który czeka od 2 czy 3 miesięcy (już sama nie pamiętam, ale na szczęście skończyłam go tydzień temu), łatwiej zacząć malować nowy. Od 3 miesięcy kupuję rower, z laptopem zwlekałam 3 tygodnie, aż w końcu kliknęłam KUP TERAZ i dostałam paczkę po 2 dniach. Od wtorku próbuję przejechać się do Range'a po komplet płócien, ale ciężko jest obudzić się o 14:00 czy 14:30 po nocnej zmianie w pracy, łatwiej okręcić się w kołdrę. Wiem natomiast, że jednak wszytko to zrobię, w końcu zasiądę ponownie do książek i wykonam parę ćwiczeń, kupię rower i będę przeszczęśliwa, zaopatrzę się w płótna i odfrunę do innej rzeczywistości na kilka nocy ... bo w końcu jakoś zawsze mi się udaje.
:*
OdpowiedzUsuń