sobota, 28 kwietnia 2012

koncepcja na obraz

Jednak zmieniłam koncepcję na obraz ... teraz idzie bardziej ku temu co założyłam na samym początku. Zagadkowo, ale rozwiązanie w swoim czasie! Tymczasem cieszę się na cudowną pogodę za oknem mimo, iż nie jest nazbyt wiosenna, raczej letnia. Przynajmniej nie zaśmierdzam pokoju terpentyną i obraz schnie szybciej na świeżym powietrzu.


środa, 18 kwietnia 2012

level up!


Nie wspomniałam ostatnio tylko o jednym - o prawdziwym powodzie, dla którego byłam w Austrii. Niestety nie było mnie tam dla smacznego piwa i tanich żelek Haribo, to tylko przy okazji ... Pojechałam w austriackie Alpy aby nauczyć się jeździć na nartach! Zaczęłam jeździć tak zwanym pługiem i skręcałam poprzez kładzenie się na śnieg i przekładanie nart. Po opanowaniu lęku przed niewidoczną przestrzenią za górkami (dzień trzeci), a także po nadwyrężonej cierpliwości Kóli, pod koniec długiej i stromej górki zaczęłam jakoś łapać o co w tym wszystkim chodzi, szczególnie w skręcaniu! Od tego momentu miałam mniej przewrotów, a tylko kilka bardziej spektakularnych kraks z licem w śniegu. Jeżdżę na nartach!

Świetna sprawa!


P.S.: Dziś przyszła pora na setny post!

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Austriackie Alpy

   Dwa dni temu wróciłam z tygodniowego pobytu w austriackich Alpach. W tej świątecznej eskapadzie uczestniczyło dziewięć osób, mieszkaliśmy na obrzeżach miasteczka Fusch w otoczeniu gór i krów.

To był mój pierwszy zagraniczny pobyt w  górach, dodatkowo byłam na wysokości 3 035 m n.p.m (szczytu Kitzsteinhorn 3 203 m n.p.m.), a dodać trzeba, że polski najwyższy szczyt mierzy 2 499 m n.p.m. (Rysy).
Austriackie piwo jest przepyszne i o idealnej strukturze (tak stwierdziłby mój współlokator Wicia, który jest smakoszem piwa), czyli piana utrzymuje się bardzo długo a bąbelki nie znikają po 5 minutach. W tym wszystkim ważne też są tanie żelki Haribo!

niedziela, 15 kwietnia 2012

Wymarzona Loreena


Była sobie data 25.03.2012 ... trzy tygodnie temu, a jakby wieczność minęła! Wspomnianego dnia spełniło się jedno z moich marzeń - byłam na koncercie Loreeny McKennitt.

Warszawska Sala Kongresowa przepełniona miłośnikami wokalu i talentu Loreeny. Duży by opowiadać, lecz równie wiele zostało już powiedziane w licznych internetowych recenzjach tego wydarzenia. Wzruszona głosem tej cudownej kobiety zostałam zanurzona w eterze muzyki, wyśpiewywanych historii i magii świateł. Ponad dwie godziny celtyckich czarów. 
Wszystkim fanom Loreeny polecam wybrać się na jej kolejny koncert  w Polsce (zakładam, że będą następne ... muszą być!), gdyż głos piosenkarki brzmi jeszcze piękniej na żywo niż na płytach, co zdarza się bardzo rzadko. Ponadto  sama Loreena cała emanuje życzliwością i skromnością, co daje się wyczuć pomimo kilkuset metrów odległości między sceną a dalszymi rzędami widowni.
Moje marzenie spełniło się dzięki mojemu bratu, to on zareagował błyskawicznie i zakupił bilety dla mnie oraz Uli. Bonusowy prezent bożonarodzeniowy. Aż sama sobie zazdroszczę!



Zdjęcia autorstwa Roberta Świderskiego. Więcej zdjęć tego autora z koncertu L. McKennitt w Warszawie można znaleźć TUTAJ.