wtorek, 4 sierpnia 2009

powoodstockowy plecak

dochodzę do siebie.
ciężko jest opisać Woodstock.
każdy.
w sumie to, co mnie najbardziej jarało w tegorocznym (jeszcze przed przybyciem) to była Juliette Lewis i Korpiklaani.
Juliette jest boska na scenie, rock'n'rollowa, sama w sobie kultowa.
szkoda, że nie rzuciła w tłum swego wodzowskiego pióropusza
a nowy zespół towarzyszący Juliette ... do wymiany. no chyba, że rzeczywiście mają stać ze stoickim spokojem a Juliette błyszczeć.
nie zgłębiałam się w historii zakończenia przygody z The Lick'sami ale to nowe 'coś' nawet się nie uśmiechało a solówki reprezentatywne miały po 30 sekund.
Korpiklaani słuchałam z namiotu, przedzierali się nawet przez tę ulewę i grzmoty.
mój typ na Bączka: Korpiklaani.
poza tym pięknie: Jelonek, Możdżer Danielsson Fresco Trio, Kroke, Atmasfera.
no i banan na twarzy słuchając szlagierów made by Blenders

teraz siedzę w mieszkanku po przeszło 10godzinnej podróży
a następnie tylko (!) 8godzinnym spanku.
nakładam tony kremu na twarz, co by przestała  linieć jak wąż.
wypijam litr wody aby dojść do siebie z gospodarką (przestrzenną) organizmu po tym 5 dniowym wyjeździe.
patrzę na powoodstockowy plecak i
i opadają ręce na sam widok
-------
a to jeszcze nie koniec wakacji

3 komentarze:

  1. festiwale są najlepszą częścią wakacji, ja myślę.
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehhhhh...

    Ile zajęło Ci pranie? Ja zbierałam się jakieś 2 dni z tą całą apokalypsą;]

    OdpowiedzUsuń
  3. dopiero dzisiaj wypralam spiwor hehe

    OdpowiedzUsuń