poniedziałek, 30 marca 2015

marzec

Koniec marca, przydałoby się jakieś podsumowanie. Choć w sumie to nie robię podsumowań czegokolwiek, no chyba, że wspominam dopiero co miniony tydzień i próbuję dostrzec coś wartościowego w swojej codzienności. Nie narzekam. Moja codzienność jest całkiem w porządku, zależy co z niej wyróżnię, wytłuszczę grubą czcionką.
Spokój ogarnia mnie z dnia na dzień coraz mocniej. Może to lata, które lecą i dodają otuchy, że tyle już się przeżyło i można udawać, iż pozjadało się wszystkie rozumy, a z drugiej strony statystycznie czeka mnie ponad drugie tyle, a w głębi serca żywię nadzieję, że to dopiero 1/3 ...
Spokój ogarnia mnie z dnia na dzień coraz mocniej, także już nawet to, że Ten Ktoś perfidnie mnie olewa, a wcześniej bajdurzył i rozbudzał uczucia i wyobraźnię szalonej Mnie, jakoś nie mąci mego nastroju. Robię się ostatnio bardzo busy i nie mam czasu na użalanie się nad sobą, a tym bardziej nie w głowie mi rozmyślanie dlaczego tak kiepsko trafiam z uczuciami i czemu to wszystko musi wyglądać jak żałosny serial typu tasiemiecowego. Zaczynam szkołę! Póki co cieszę się z progresu i pozytywnie patrzę w przyszłość, ale zapewne po pierwszych zajęciach wrócę do domu z płaczem i wyrzutami do siebie samej, że mi się nie chce, że znowu wpakowałam się w zakuwanie i sytuacje stresowe, a założyłam, iż to i tak dopiero początek, bo po jednym kursie zaplanowałam sobie już kolejne kursidła (tak, sama wpakowałam się w te kursowe sidła). Lekko marudzę, bowiem wierzę, że pozytywnie zaskoczę samą siebie. W końcu jako osoba dorosła powinnam podchodzić do wszystkiego dojrzale.
I tu muszę odejść od tematu (jakby to miało kogokolwiek zdziwić), gdyż uświadomiłam sobie, że kiedyś, bardzo dawno temu w innej bajce, a w sumie kiedy żyło się bajkami, byłam przekonana, że dorośli nie boją się, że umieją trzymać emocje na wodzy, są zabawni a nie szaleni, że nie popełniają błędów emocjonalnych, a kiedy podejmują naukę to są prymusami i nauka przychodzi im lekko. Ogółem kiedy spoglądałam na 28-latków (+/-) to byli to dorośli z krwi i kośći, a do tego sercem i rozumem. A teraz!? Sama jestem 28-latką i poważnie nadszarpuję tą opinię, którą sama kiedyś sobie wykreowałam. Jasny gwint ...
Uczucia i szkołę oraz zdanie sobie sprawy, że dojrzałość wiekowa mądrym i opanowanym człowieka nie czyni, już uwzględniłam w swoim marcowym podsumowaniu. Teraz czas na książki. Trochę się ich uzbierało w tym miesiącu. Połknęłam dwie części Pokolenia Ikea, trochę zniesmaczona obrazem trzydziestolatków, opisanych jakby każdy jeden był tak egoistycznie nastawiony do związków, seksu, pieniędzy, a wszystko z przekonaniem, że tak po prostu jest i kropka. Jednak połknęłam obie książki. Coś tam w nich urzeka, choć nie autor i jego alter-ego w postaci głównego bohatera, który ma się za speca od kobiet. Mam wrażenie, że czytałam polskiego Charlesa Bukowskiego, a już założę się, iż autor jest jego fanem, na bank. Pokonuję jeszcze Najgorszego człowieka na świecie Małgorzaty Halber, wiekowo również zbliżona do autora wspomnianego wcześniej, wydaje się, że z podobnymi problemami, ale jednak nie. Autorka opisuje problem uzależnień, trafnie wskazuje dlaczego popadamy w uzależnienia i dlaczego odwyki nie pomagają, a raczej dlaczego program i styl prowadzenia odwyków nie są adekwatne wobec uzależnionego, bo w sumie każdy z nas jest inny i potrzebuje innego lekarstwa. Czy jesteśmy pokoleniem przegranych? Nie jest to łatwa książka, choć wszyscy dookoła zachwycają się nią, a ja o dziwo męczę będąc dopiero w 1/3 zawartości, ale na pewno przemęczę i jeszcze pozytywnie mnie zaskoczy ;) Jakby co, zawsze mam tom Muminków przy łóżku, na poprawę samopoczucia, a co!
Towarzysko też nie narzekam jeśli chodzi o miesiąc marzec. O dziwo mało przebywałam w swoim mieszkaniu, nie miałam za dużo okazji aby się ponudzić. To chyba dobrze. Jakiejkolwiek zmiany w pracy bym nie miała to zawsze coś się działo, a to kino, a to obiad na mieście, pogaduchy w kawiarni, siłownia, sauna, mini wycieczka czy potańcówka do białęgo rana. No i te książki, filmy na laptopie i nie ma kiedy się nudzić. Coś tam nawet machnęłam pędzlem po papierze, zrobiłam małe przemeblowanie w pokoju i zakupiłam ramę do łóżka. Nawet samochód ustrzeliłam, a fakt, że za miesiąc lecę na zasłużone wakacje (gdzie będę się byczyła ile wlezie), porfela mi nie wypełnia - za to wzbogaca o pozytywne wibracje. Mam wspaniałych przyjaciół w Polsce i w Anglii, jestem na serio bogatym przedstawicielem gatunku ludzkiego i nie zamierzam być sknerą.
Marzec zbił mi się trochę z lutym, ale jakkolwiek mamy już wiosnę, dzięki Bogu.

wtorek, 24 marca 2015

poradnia poradnikowa

   Jeśli nigdy nie mieliście koszmarnego bólu głowy to polecam poczytać poradniki. Jakiekolwiek poradniki. Przyznajcie się komukolwiek, że je czytacie, od razu ta osoba pomyśli, iż najwidoczniej coś musi być z tobą nie tak, skoro sięgasz po tego typu lektury, a co dopiero jeśli zaczynasz jeszcze przytaczać fragmenty tych książek ...
No więc tak, przyznaję się bez bicia, trochę tych poradników przeczytałam. Nie wszystkie dałam radę skończyć, zazwyczaj stwierdzając, że to jakieś bajdurzenie i chyba autor ma poważne problemy z samym sobą. W końcu najlepiej doradzają Ci, którzy sami mają problem w danej materii i chcieliby postępować tak, jak wiedzą, że powinno się postępować, ale jakoś im nie wychodzi. Za to doradzanie wychodzi im znakomicie. Sama jestem tego znakomitym przykładem.
Ogółem przyznanie się do czytania poradników wskazuje, że mamy jakiś problem i nie umiemy sobie z nim poradzić. Tak dobitnie.
   Kiedyś szerokim łukiem omijałam te rejony księgarń z oznaczeniem PORADNIKI, PSYCHOLOGIA, a teraz? Obecnie za często księgarń nie odwiedzam, tylko podczas wizyt w Polsce, ale ostatnią swoją wizytę przypieczętowałam pielgrzymką po księgarniach i wertowaniu regałów oznaczonych nagłówkiem PORADNIKI, PSYCHOLOGIA. Czego możemy się tam spodziewać? Niezliczonej ilości książek o miłości, biznesie i ... odchudzaniu. Problem XXI wieku, voila!
   Dobra, to teraz pewnie zastanawiacie się jaki mam problem, skoro czytam poradniki. Najwięcej danych lektur przeczytałam pod znakiem "Odnajdź szczęście w sobie samym". Najgorzej, gdy sięgasz po jedną książkę za drugą, połykasz je i niby wszystkie traktują o tym samym, ale w pewnych kwestiach wykluczają się nawzajem - ból głowy, mętlik gwarantowane. Trzeba było wybrać jedną pozycję i jej się trzymać, albo chociaż jednego autora i ślepo zawierzać mu w każdej kwestii niż dokładać sobie inne punkty widzenia.
Coś tam z tych wszystkich porad pomogło mi w życiu. Bardziej pomogło niż zaszkodziło, wiele uświadomiło.
Poradniki zastępują nam obecnie mędrców i staruchy, którzy cieszyli się poważaniem i wiedzą uniwersalną przekazywaną z pokolenia na pokolenie. A co może być bardziej uniwersalne niż wiara w swoje siły i możliwości? niż akceptacja siebie i szacunek, a także miłość do siebie samego? No właśnie. Tego wszystkiego nie oblepimy ubraniami, perfumami, książkami, sloganami, studiami, a nawet czasami w jakich przyszło nam żyć. To są po prostu wartości i prawdy uniwersalne, bardziej oczywiste niż 2+2=4, bo matematyka to teoria i abstrakcja sprowadzona do jakichś form, a my sami, nasza samoświadomość jest najprawdziwsza. No i w końcu literatura poprzednich stuleci mówi jasno, że ciągle trapią nas te same problemy egzystencjalne i psychologiczne. Wszystko kołem się toczy.
   Jakkolwiek wracam do sedna. Czytam poradniki, bo dają kopniaka w tyłek i nawet jeśli motywują na chwilkę, to najważniejsze, że motywują w ogóle. Zawsze można wrócić do lektury, do pewnych fragmentów, albo nawet zapisywać sobie sentencje, które wydawało się nam, że pokazują nam czerwony punkt na tarczy i najwyższą pulę wygranej. Poradniki są jak podręczniki naukowe - zawierają regułkę i jej szerszy opis, abyśmy lepiej mogli zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego jedno zjawisko oddziałuje na drugie i potem zachodzi dany proces, z którego otrzymujemy konkretny wynik, zawsze inny w zależności od zjawisk jakie zaszły podczas procesu. I rzeczywiście czasem pomagają nam przemówić do swojego JA i je zrozumieć. Tyle, że nie raz tę poradnikową wiedzę trzeba mocno przefiltrować.

poniedziałek, 16 marca 2015

żółto-niebiesko prawo-lewo

Moje kolorowe, pstrokate paznokcie często robią furorę i to zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn. Dzisiejsze żółte, gładkie lakierowe mazie podsunęły nawet genialną myśl jednemu z Process Guy w pracy. Szanowny Pan Process wymyślił, abym jeszcze tylko przemalowała paznokcie u lewej dłoni na niebiesko i już będzie jak z mattec labelami, które naklejamy na produkowane części, czyli żółte to prawa strona, a niebieskie to lewa strona. I jak tu miałoby mi się to pomylić z takimi odpowiednikami na paznokciach!? G E N I A L N E.
P.S: Podobno kobiety mają problem z rozróżnianiem kierunków: prawo-lewo...

piątek, 6 marca 2015

Ucieczki

   Za dużo tych wszystkich oczekiwań. Mam ochotę uciec, ciągle uciekam, a tymczasem wypadałoby zarzucić kotwicę i gdzieś osiąść. Wszystko wydaje mi się złudne, nawet to uczucie, gdy wracam po pracy do wynajmowanego mieszkania i myślę, że jestem u siebie, a z drugiej strony chcę już to zmienić, już mam tego dość. Moja stabilizacja kuleje. Potrzebuję kogoś, a zarazem myśl o tej drugiej pokrewnej duszy przy moim boku napawa mnie lękiem utraty przestrzeni, własnego świata. Chyba po prostu źle do tej pory trafiłam. Kwiczę sama do siebie.

środa, 4 marca 2015

4 kąty Bycia Sobą

   Kiedy czujecie się tak naprawdę sobą? Mnie niejednokrotnie nachodzi to uczucie, iż 100% mnie jest naładowane dopiero w momencie, kiedy jestem sama, zupełnie sama. Nie może być nikogo w moim pokoju, czasem w pokoju obok czy gdziekolwiek w całym pomieszczeniu. Nikogo kto mógłby zakłócić moje Bycie Mną. Dlatego nie wyobrażam sobie życia z kimś w jednym pomieszczeniu, non stop zdani na swoje towarzystwo, brak intymności, uwolnienia myśli. Kiedyś, chwilowo tak żyłam i czułam się jak w klatce, bo każdy z nas potrzebuje swojej własnej, prywatnej przestrzeni, swojego w 100% własnego kawałka, gdzie może zaszyć się i odetchnąć od codzienności, świata zewnętrznego, gdzie nie wystarczy założyć słuchawki na uszy i zamknąć oczy, aby się odciąć i wyluzować. Musimy mieć gdzie tańczyć dla samych siebie.

niedziela, 1 marca 2015

Każdy się wstydzi

"KAŻDY SIĘ WSTYDZI.
KAŻDY SIĘ WSTYDZI TRZECH RZECZY.
ŻE NIE JEST ŁADNY.
ŻE ZA MAŁO WIE.
I ŻE NIEWYSTARCZAJĄCO DOBRZE RADZI SOBIE W ŻYCIU.
KAŻDY.
Dlaczego więc nikt się do tego nie przyznaje? Dlaczego nikt o tym nie mówi? O ile łatwiej by się nam rozmawiało na przyjęciach, gdyby można to było powiedzieć głośno"

Małgorzata Halber
"Najgorszy człowiek na świecie"