czwartek, 24 grudnia 2009

twórcze zapatrywanie na święta

W domu!
W sumie nie tęskniłam tak bardzo, jednak jak już tu jestem to nie chciałabym się już więcej stąd ruszać.
Gdy tylko przekroczyłam próg zostałam poinformowana, że strojenie choinki należy do mnie (a miałam nadzieję, że zastanę gotową). 20 minut temu skończyłam pakowanie prezentów, na szczęście część zapakowałam już w Łodzi. Właśnie, 3/4 mojego plecaka to były prezenty, a do tego taszczyłam jeszcze reklamówkę z wielkim pudłem, które nawet w marzeniach nie zmieściłoby się do plecaka (chyba, że przyszłość będzie wyglądała jak u Jetsonów i nawet samochód będzie kieszonkowy). Z zakupionych prezentów jestem zadowolona, w końcu trochę się za nimi nabiegałam, a najbardziej dumna jestem z prezentu dla mamy! Wykonałam dla niej kolczyki i nie z jakichś drewienek i szkiełek, ale z prawdziwych kamieni i srebra. Ponadto pierwszy raz spróbowałam swoich sił w decoupage, przyozdabiając styropianową bombkę etnicznymi wzorami. Miała też być szkatułka dla babci z decoupage'u, jednak nie starczyło mi już czasu i materiału (lakieru do drewna) i też szkatułka będzie jedynie zwykłym kufrem na biżuterię (ohhh ohh).
Na tym skończyło się moje twórcze zapatrywanie na święta, no chyba, że uwzględnię latanie za prezentami dla K., gdyż stwierdziłam, że najweselej będzie mu sprawić paczkę pełną różnorakich akcesoriów (nie napiszę jakich bo jeszcze szpieg to przeczyta!)!

Podsumowując: z pieniędzy jestem spłukana doszczętnie - choć pare rzeczy wykonałam własnoręcznie trzeba było zakupić materiały, lecz wszystko to w wierze, że święta będą udane! Zresztą na uszczęśliwianiu najbliższych nie wolno oszczędzać.

wtorek, 22 grudnia 2009

przedświątecznie

22 grudnia a ja ciągle siedzę w Łodzi. Wczoraj miałam ostatni egzamin na te pół semestru (śmieszne ale jak przyjdzie do końca semestru to będziemy się cieszyć,że przynajmniej mamy o te 3,4 przedmioty mniej do nauki). Egzamin odbył się o nienormalnej godzinie bo o 18.30, w mieszkaniu byłam o 20. Zdążyłam się jedynie umyć się ze stresu a już miałam dwóch gości w progu. Niby tylko po odbiór zapomnianej czapki ale nie wypada nie zaprosić na herbatę. K. przyszedł prawie w pół do dziesiątej, rozmowa, jedzenie i już prawie jedenasta w nocy. Zadzwoniłam do mamy aby powiedzieć jej, że nie wyrobię się na wtorkowy pociąg o 6.19 rano bo musiałabym wstać przed 5 a ja nawet nie byłam spakowana i nie wiedziałam jak szybko ogarnąć całe mieszkanie (bo przecież nie zostawię syfu na 2 tygodnie mojej i współlokatorów nieobecności). Obudziłam ją. Nie zdawałam sobie sprawy, że już prawie północ!
Tak więc siedzę na Sienkiewicza jeden dzień dłużej, myję naczynia, podłogi, opróżniam lodówkę, aby nie było styczniowych włochatych niespodzianek, a zaraz idę po ciepłe pieczywo z piekarenki na dole.

Te święta będą inne, juz są inne. Jak za dawnych lat spędzimy je w domu we trójkę: mama, ja i brat. Pierwszy raz jestem tak daleko od domu i nie mogę na bieżąco pomagać w przygotowaniach do świąt. Zresztą i tak dobrze, że mój rok zawarł umowę z wykładowcami i przenieśliśmy zajęcia do odrobienia na nowy rok, tak to musiałabym siedzieć na uczelni do środy a to już moim zdaniem smutne przegięcie. Mama pracuje od rana do późnych godzin popołudniowych, nawet w wigilię co sprawia, iż nasza coroczna tradycja kolacji wigilijnej o godzinie 18 zapewne ulegnie zmianie. Menu tez ma być okrojone bo nie da się z nim wyrobić na czas (chyba, że na zerwanych nockach). Jutro z rana jadę do domu i to chyba najważniejsze! Prezenty popakowane, a co poniektóre zakamuflowane, mam wielkie obawy jak ja się z nimi zabiorę w podróż, na szczęście to jednorazowa przygoda.

Życzeń jeszcze nie będę tu zamieszczała, najpierw muszę wrócić do domu!




i bonusik w postaci starej fotografii/widokówki przedstawiającej Park Sienkiewicza, znajdujący się niedaleko kamiennicy w której mieszkam:

poniedziałek, 16 listopada 2009

zimno zimno

notka nr 1:
Od dawna wiadomo, że najlepszym sposobem na odchudzanie jest nie myślenie o odchudzaniu (:  nie rozliczanie się z tego co się zjadło i ile w ciągu dnia się jadło. Ponoć kobiety zawsze są na diecie, ale dieta to po prostu zdrowe odżywianie ... tęsknię za wiosną i  jej powietrzem, które samo z siebie karmi organizm i żołądek. Za to wczoraj na obiad jedliśmy sałatkę (z sałaty, rzodkiewek, pomidora, ogórka itd.) z tostami (a toster dostaliśmy na parapetówę!) i choć takim sposobem małokalorycznie przywołaliśmy wiosnę. NIE MA ODCHUDZANIA!

notka nr2:
Praktycznie ciągle siedzę w domu, bo niczego się nie chce, za dworze zimno i trzeba by nałożyć na siebie dziesiątki niewygodnych warstw, z czego człowiekowi wydaje się, że niemiłosiernie przytył (a to 2 pary rajstop pod spodniami i komplet podkoszulek pod swetrem). Zaopatrzyłam się w syrop na kaszel, albowiem znowu nadchodzi ten sezon, w którym łatwo łapię suchy kaszel uniemożliwiający normalne funkcjonowanie w społeczeństwie, przede wszystkim na studiach. Po mieszkaniu łażę w dwóch parach skarpet i papciach, a jedynie łyk miętowej gorzkiej żołądkowej rozgrzewa organizm i pozwala zaoszczędzić na centralnym ogrzewaniu lokalu.
Od tygodnia mam ćwiczyć jogę ze współlokatorką. Dobry pomysł na jesień, który leży na szafce obok odtwarzacza dvd i jak widać odpoczywa tak jak my ... i czeka na ten przełomowy dzień. Jedynym motorem do działania są znajomi, którzy przyjeżdżają w odwiedziny (tylko nie bandą!). Jednak proszę sobie nie wyobrażać żebym w jakimkolwiek stopniu tu narzekała! Dni totalnego lenia też są w życiu potrzebne, nadrobi się choć trochę zakurzone braki filmowe i w końcu zasiądzie się do książki ...
tak, właśnie tak!

poniedziałek, 2 listopada 2009

podróż za jeden uśmiech

Pojawiające się niespodziewanie pomysły, idee dotyczące domniemanych podróży ... tak naprawdę wzięły się one z zasłyszanych wspomnień i opowieści przeczytanych, czy pochwyconych przez media. Wprawdzie wiele ich jest, a każda nowa przyjmowana przeze mnie z większym zapałem. Lecz chciałabym, aby zapał ten trzymał się mnie do końca, albowiem żal byłoby czasu na samo snucie, planowanie i poszerzanie samych informacji.
Cierpliwości!
Życzę sobie więcej cierpliwości i wytrwania.

środa, 21 października 2009

uciekająca młodość

Zostały mi niecałe dwa lata młodości.
Taką informację dostarczył mi dzisiejszy wykład z Kapitału ludzkiego. Według aktualnych kryteriów człowiek młody to osoba do lat 24, wiek średni trwa do ok. 34 roku życia ... potem to już chwała wieku dojrzałego.

piątek, 9 października 2009

Pani Antropolog-Ekonomistka

Pierwsze zajęcia z kierunku Gospodarka Przestrzenna już za mną (: może i nie będzie tak trudno, gdyż jak się okazało bardzo dużo osób, które są ze mną na tych studiach wcale nie kończyła I-wszego stopnia z tego zakresu lub tym podobnych ekonomicznych licencjatów ... No właśnie! Dzisiaj dowiedzieliśmy się - w większości, iż jeśli uda nam się ukończyć te studia to będziemy magistrami ekonomii ...Łał, będę ekonomistką (przypuszczalnie)! Większość przedmiotów tyczy się menedżerstwa z jego umiejętnościami organizacji i zarządzania, zatem bardzo przydatne w dzisiejszym świecie ... Póki co, tak właśnie myślę! (: i myślę pozytywnie jak widać.

poniedziałek, 28 września 2009

poezja

poezja opuściła moje włości
nie powiedziała kiedy wróci
nawet się nie pożegnała

co za bezczelność!

niedziela, 27 września 2009

powaga

powaga odbiera życiu urok

środa, 16 września 2009

Gdy budzę się rano nie czuję, że jestem w zupełnie mi obcym miejscu, obcym świecie i że przyjdzie mi przeżyć jeszcze wiele takich poranków.
Może nie jest to dla mnie obce miejsce, bo przywiozłam ze sobą swoje małe skarby, które dają mi namiastkę domu. Zawsze mogę puścić swoją muzykę i zatracić się w rzeczywistości tak, jak czasem robiłam to we własnym pokoju w Jastrzębiu. Może czuję się tu w Łodzi całkiem dobrze, bo ON jest ze mną i razem budujemy tę małą oazę.

środa, 19 sierpnia 2009

planowo - nie planować

Miałam dzisiaj taki sen: uciekając przed kimś otworzyłam drzwi i wparowałam do jakiegoś pokoju, następnie dopadłam kolejne drzwi a tam korytarz z kilkoma kolejnymi przejściami. Za każdymi krył się inny świat, czasem bardzo przerażający, odstraszający już od progu - wtedy zawsze cofałam się i zamykałam drzwi. Cały czas byłam ścigana. Za innym progiem zastawałam całkowicie zwyczajny świat. Wtedy zazwyczaj wbiegałam do pomieszczenia zakłócając lokatorom spokój i szukałam kolejnych drzwi. Bywało tak, że z jednego pokoju/świata automatycznie przechodziło się do następnego. Jednak czasem napotykałam te labiryntowe przedsionki z drzwiami wokół.
Chyba znowu czuję się zagubiona i nie wiem co robić, co postanawiać.
Lubię planować, ale co z tego jak 1/4 tych myśli gubi się w labiryncie życia i przepada.
Ponownie dostałam się na każdy z kierunków na który złożyłam papiery. Ciężki wybór do podjęcia. W sumie żaden nie satysfakcjonuje mnie do końca, ale nie można mieć czegoś z niczego. Coś robić trzeba!
Nie będę opisywała moich wakacji bo ciągle dochodzą w tej kwestii jakieś zmiany. Kolejny dowód na to aby nie planować zbytnio niczego i nazbyt się nie napalać, bo wszystko może spalić na panewce. Jednakże jakiś plus zawsze jest, w tym wypadku bardzo kobiecy [; skóra wymęczona już Woodstockiem nie została wystawiona na dodatkowe działanie sil natury spowodowanych zmęczeniem i podróżą na stopa, spaniem gdzie popadnie i obawie, że a nuż dopadnie mnie choroba lokomocyjna! Za to, za zaoszczędzone pieniądze zakupiłam kosmetyki, a jakżeby inaczej.
Czasem czuję żal za to, iż nie przeklinam. Jakoś nie mam w zwyczaju, a przydałoby się czasem, tak dla świętego spokoju.
Czytam lekturę śmiechu i pociechy sprzed lat, czyli Dziennik Bridget Jones, a także wczoraj zakupiony (dla mamy jako prezent bezokazyjny, ale co tam! póki nie wracam do domu to sama czytam) Dom nad rozlewiskiem. Zajadam się lodami o smaku czekolady milki, polane likierem o smaku gorzkiej żołądkowej z mlekiem. Upijam się Imeldą May, niedawno odkrytą tak całkiem przypadkowo w sieci, jednak ciągle rockabilly tyle, że z klasą i pin up'ówą pełną klasy ...
Tak na serio to ja czuję te wakacje, są całkiem przyjemne choć bardzo leniwe.

wtorek, 4 sierpnia 2009

powoodstockowy plecak

dochodzę do siebie.
ciężko jest opisać Woodstock.
każdy.
w sumie to, co mnie najbardziej jarało w tegorocznym (jeszcze przed przybyciem) to była Juliette Lewis i Korpiklaani.
Juliette jest boska na scenie, rock'n'rollowa, sama w sobie kultowa.
szkoda, że nie rzuciła w tłum swego wodzowskiego pióropusza
a nowy zespół towarzyszący Juliette ... do wymiany. no chyba, że rzeczywiście mają stać ze stoickim spokojem a Juliette błyszczeć.
nie zgłębiałam się w historii zakończenia przygody z The Lick'sami ale to nowe 'coś' nawet się nie uśmiechało a solówki reprezentatywne miały po 30 sekund.
Korpiklaani słuchałam z namiotu, przedzierali się nawet przez tę ulewę i grzmoty.
mój typ na Bączka: Korpiklaani.
poza tym pięknie: Jelonek, Możdżer Danielsson Fresco Trio, Kroke, Atmasfera.
no i banan na twarzy słuchając szlagierów made by Blenders

teraz siedzę w mieszkanku po przeszło 10godzinnej podróży
a następnie tylko (!) 8godzinnym spanku.
nakładam tony kremu na twarz, co by przestała  linieć jak wąż.
wypijam litr wody aby dojść do siebie z gospodarką (przestrzenną) organizmu po tym 5 dniowym wyjeździe.
patrzę na powoodstockowy plecak i
i opadają ręce na sam widok
-------
a to jeszcze nie koniec wakacji

wtorek, 14 lipca 2009

wakacyjne bilansowanie

Wakacje trwają w dobre, ciągle nie umiem zrzucić tych kilogramów aby przekonać się do kupna nawet jednoczęściowego stroju kąpielowego - wczoraj zaliczyłam pizze, dzisiaj kebab, który kebabem nie był (ale smaczny owszem,tylko ilościowo przekraczał jakąkolwiek normę).
Dziś na obiad serwowane będą - albowiem północ wybiła 30min temu, ziemniaki gotowane z koperkiem i fetą na wierzch. W wyobraźni sylwetka Pin-up Girl coraz chętniej uśmiecha się moimi własnymi ustami. A perspektywa wpinania kwiatów we włosy prosi się o wydech rozkoszy.

Bilans na dziś dzień jest taki oto:
- obraz malowany przeze mnie od pół roku ("bo czasu nie było"-a jakże inaczej), w końcu został ukończony. Suchy i błyszczący został sprzedany, a łódzkie mieszkanko opłacone;
- kolczyk w nosie utracony;
- kolczyk w brodzie utracony;
- półtora tygodnia poza domem;
- w tym czasie zdążyłam zbadać moje nowe lokum ... Łódzkie lokum;
- odwiedziłam Trotyllę, uświęciłam to spotkanie i wiadomo, że nie będzie ono ostatnim;
- zostałam zabrana na komedię romantyczną do kina P; pocieszne to takie;
- od dwóch dni nękają mnie wątpliwości czy to co jadłam w zeszłym tyg w Łodzi w ChinaTown było kurczakiem czy psem pieczonym;
- siedzę w Żarach z moim 'Indianinem', nie ruszamy się praktycznie nigdzie bo przez 2 tyg ma on pilnować domu, psa, kota, ma również do wykarmienia psa, kota i brata ... tak też jestem tu z nim aby umilać mu, czy też rozweselać życie (i pranie robić);
- 2 całonocne imprezy lubuskie zaliczone: 1) u Wiktora, mojego łódzkiego współlokatora; 2) u Ewy, dziewoi wiktorowskiej, również mojej współlokatorki;
- naliczyłam trochę pewnych dylematów, w szczególności tych z natury banalnych - studiować czy nie studiować, co studiować i jak [:
- miłość do oldschoolwych filmów retro z lat 50tychi 60tych trwa! w swojej naiwności nadal mnie urzekają.

Jest jeszcze troszkę tych wakacyjnych planów. Mój Osobisty Rycerz Jedi wyprzedaje mnóstwo płyt CD i DVD oraz gier na PC, PS = wkrótce dam Wam namiar, może znajdziecie coś dla siebie. Gdy tak spoglądałam na to co tam odrzucał na kupkę rzeczy do sprzedaży, to aż żal ściskał serce za te plyty P; ale fakt faktem i ja nie miałabym czasu na ich słuchanie czy oglądanie. Chyba i sama muszę przejrzeć swoją płytotekę, skoro większość i tak posiadam na pececie.

sobota, 27 czerwca 2009

kres

W końcu nadszedł kres I stopnia studiów. Tak, cieszę się niezmiernie, że mam to już za sobą oraz fakt, że nie będę musiała już więcej napotykać na swej drodze twarzy trolla Węglarza ... uff! uff!
Spryskuję ciało Brazil Beat, włączam Ibrahima Ferrera i wczuwam się w te gorące klimaty ... wakacje. Szkoda, że na razie tylko w mojej głowie a nie za oknem ~{:

Dokańczanie orchideowego obrazu czas zacząć!

środa, 17 czerwca 2009

porozmawiaj

Pierwsza dzisiejsza myśl to taka, iż nie pozbędziemy się wrażeń zamykając tylko jedno ze zmysłów, a nawet kilka naraz - zawsze pozostaje dotyk. I jeszcze jedno - wyobraźnia. Ona zazwyczaj przyprawia mnie o większe dreszcze niż rzeczywistość.
Ostatnimi czasy nie stać mnie na nic głębszego. Dzisiaj obejrzałam film Almodóvara, Hable con Ella (Porozmawiaj z nią) i chyba jak większość osób, poruszył on moje zmysły. Almodóvar jak zwykle ze wszystkich słodyczy świata wybiera dość trudne kwestie, ale tak na prawdę są one tak powszechne w naszej rzeczywistości (przede wszystkim tej osobistej), jak chleb. Na przykład w wymienionym przeze mnie filmie kwestie są takie: samotność; miłość przede wszystkim bezwarunkowa, ale i niezrozumiała; postrzeganie nas przez innych; lęk przed rozmową; lęk przed czymś nieznanym, a nade wszystko wydającym się nam innym od tego co spotykamy na co dzień. Długo by wymieniać i opisywać, szczególnie tłumaczyć jak dane elementy ukazał reżyser, jak się z nimi zmierzył i jakie wartości uwypuklił w bohaterach. Trochę nawet boję się rozpisywania na ten temat.
Druga myśl dotyczy rozmów. Rozmawianie jest trudną sztuką. Ponoć słuchanie jeszcze trudniejszą, jednak wydaje mi się, że to mówiąca osoba powinna umieć trafić do słuchacza ... A oczy, one praktycznie nigdy nic nie wyrażają - tylko ta cała ich oprawa jaką jest twarz mówi za nasze myśli. Jednak nie zawsze ukazujemy się światłu dziennemu w pełnej swej krasie osobowości. Nie każdy (a może i nikt) nie lubi być tą przysłowiową "otwartą księgą", z której można wszystko wyczytać (pomijam juz interpretację...tak tak, pomijam/y). Z drugiej strony pragniemy być zrozumianymi, ale skoro czasem tego nie ułatwiamy innym to dlaczego mamy do kogokolwiek pretensje.

P.S: Ogółem nie można mieć pretensji do kogoś i do siebie - to niezdrowe. Może przyprawić o wrzody żołądka, a po co się męczyć skoro i tak istnieje tylko dziś.
EDIT: A jutro specjalnie włączę sobie jakieś nieme kino [;

wtorek, 16 czerwca 2009

'a mogło być tak pięknie ...'

Mój weekendowy pobyt w Krakowie zaowocował takim zjawiskiem:

Jest to dowód na to, że z kobietami trzeba uważać ... szczególnie w miłości [; bo nie wiadomo jak to się skończy i ile trzeba będzie za to zapłacić [;

przeprowadzka, adaptacja i buty - a także praca licencjacka

A dzisiaj bardzo po kobiecemu, czyli o zakupach i butach:

<-- Cudowne buciory, podejrzewam że zaczarowane 7 milowe, w których zakochałam się będąc na konwencie tatuażu w Krakowie. Stały na stoisku Antona Oleksenko z Rosji. A jako, że moje 8 letnie buciory, łatane ale i z nowymi dziurami są już wysłużone, to sama się sobie nie dziwię, że co raz to zatrzymywałam się przy stoisku Antona.
Z chęcią poszłabym też w nich na obronę tytułu licencjata, którą mam za 8 dni (: Tydzień szukałam odpowiednich butów i nic. Na TattooFest pojawił się ideał ale ...


<-- ... skończyło się na czerwonych czółenkach P; zakupionych przeze mnie o 11.30 na Allegro (: Miejmy nadzieję, że zawojuję na obronie i oczaruję nimi komisję ~[; każda para butów powinna posiadać funkcje magiczne.



<-- Moje obuwnicze braki to również buty typowo letnie. Od dwóch lat żadnych takowych nie kupowałam. W zeszłym roku niestety musiałam pozbyć się dwóch par (jedne nawet nie wróciły z Bodzanowa z obozu naukowego). A dlaczego o tym tutaj piszę!? Bowiem nie mogłam się powstrzymać zaprezentowania Wam kolejnych zaczarowanych butów, jakie udało mi się znaleźć w internecie. Coś podejrzewam, że cena też magicznie wzrośnie z aktualnych 15,50zł ~[;
A tak na poważne to nie powinnam wydawać pieniędzy. Najprawdopodobniej już w lipcu przeprowadzam się do Łodzi, na co najmniej 2 lata i moje wszelakie oszczędności powinny zostać przeznaczone na rachunki na okres bytowania w tym oto mieście. Nikt nie wie jak szybko znajdę jakąś pracę a i ona, jak to praca przynosi dukatowe owoce pod koniec miesiąca, czy też na początku kolejnego ... A żyć trzeba mieć za co. Jest również duże prawdopodobieństwo, iż w wynajmowanym mieszkaniu nie będzie mebli, ponadto trzeba będzie sfinansować wyposażenie domowe, jakieś bzdety, a przede wszystkim opić nowe gniazdo.
Także zaprzestaję zaśmiecania tego mojego blogowego poletka i wracam do malowania obrazu, gdyż sfinalizowanie tego zamówienia może przynieść dodatkowe dukaty, za które będzie można nabyć wiśniówkę, która uprzyjemni ten czas adaptacji w nowym terenie.

czwartek, 11 czerwca 2009

tęsknota nade mną szeleszcze...

'Tęsknota nade mną szeleszcze
Trąca mnie skrzydłem mewiem...'

tak, ciągle daje o sobie znać i w każdym zatracaniu jeszcze bardziej!
i wciąż ta sama, co najważniejsze.
--------------------------------------
Tęsknota - Anna Maria Jopek i Michał Żebrowski

poniedziałek, 8 czerwca 2009

rozstaje

W końcu nadszedł i ten dzień. Przyjechałam do Cieszyna jedynie po to, by zebrać podpisy promotora na moich trzech kopiach pracy licencjackiej i zaniosłam je do dziekanatu. Na dniach powinnam dostać telefon od Zyzia z terminem obrony i ... koniec tej jednej z przygód. Zakończenie jeszcze nie jest znane, jednakże najważniejszy jest fakt, iż jakieś zakończenie będzie.

Stanęłam na kolejnym rozstaju dróg. Dokąd podążę zależy jedynie ode mnie, pomimo, iż sugestie z zewnątrz stwarzają wokół mnie błonę. Boję się nowych tomów przygód nie ze względu na to, jak wiele czasu poświęcę by być szczęśliwą w dokonywanych przeze mnie wyborach i jakim kosztem, ale lęka mnie myśl o tych, którzy sami martwią się o te moje wybory i poczynania. Przychodzą mi na myśl ostatnie wybory do Europarlamentu, w których dokonałam głosowania, jednakże było to swoiste zaufanie do zdania bliskich mi osób niż znajomość programu wybranej przeze mnie osoba. A stało się tak, jedynie ze względu na fakt, iż nie interesuję się polityką i nie mam zielonego pojęcia co się w tym zakresie w naszym kraju dzieje. Z tym, że obywatelski obowiązek spełniony (: I oto ze studiowaniem w moim przypadku jest trochę podobnie - spełniam swój obowiązek względem najbliższych mi osób. Pewnie po latach mimo wszystko będę im za to dziękowała, a problemy z robieniem tego, czego na prawdę pragniemy to też swoista iluzja. Ja robię to co chcę, jedynie niekoniecznie odnoszę z tego korzyści materialne (:
Ave!

-----------------------------------------------------
obraz pt. Rozstaje, autorstwa Jerzego Mierzejewskiego

sobota, 16 maja 2009

nadwrażliwość

Z ciężkim bólem serca przyznaję, że jestem nadwrażliwa, a ostatnimi czasy przechodzi to nawet moje pojęcie! Zawsze chciałam być wojowniczką, tą dzielną, silną i nieugiętą heroiną, która płacze tylko w akcie najprawdziwszego bólu czy wzruszenia.
Zresztą kiedyś taka byłam, zahartowana duchem, niedostępna a mimo to pogodna.
Od paru lat zauważam, iż robię się bardziej zniewieściała niż sama bym tego chciała. A ilość spektakli wystawianych na deskach teatru antycznego od tego momentu - za duża, choć niezamierzona w każdym z przypadków.

Nadwrażliwość, a może jednak gówniany talent, który może kiedyś uratuje mi tyłek ... A może też z czasem zamieni się w pył.

czwartek, 9 kwietnia 2009

Człowiekiem jestem

Najważniejsze to nie bać się być człowiekiem z wszystkimi jego ludzkimi przywarami. To te słynne Terencjuszowe 'Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce' oraz taka moja myśl podsumowująca wszystko to co ostatnio dzieje się wokół mnie i we mnie. Banalne, ale wydaje mi się, że ludzie szybciej powinni zaprzestawać martwienia się o to 'co kto o nas pomyśli', niż te szalone babcie w kwiecistych sukniach i kiczowatych kapeluszach. To my zostaliśmy stworzeni dla świata a nie świat dla nas, a on nie wykrzywia ust patrząc na nas odnośnie 'czy coś wypada czy nie' skoro tacy jesteśmy naprawdę.

poniedziałek, 30 marca 2009

szczęście włóczykijem

Szczęście odnajduje nas samo, a my musimy nauczyć się tylko przyjmować je z otwartymi ramionami jakby było długo wyczekiwaną osobą, która w końcu powróciła z dalekiej podróży do domu.

poniedziałek, 16 marca 2009

Zombie Ghost Train

A dzisiaj powiem tylko tyle, że znalazłam videoclip do utworu, którego ostatnimi czasy często słucham za pomocą mojego mp3 playera ~{:
klimaty rockabilly ... jednak nie jadę 21ego marca do Czeladzi na Rockabilly Fest, ale za to, tego samego dnia spotkam się z całą ekipą fantastycznych i znanych mi ludzi w Kraku.

Zombie Ghost Train R.I.P.

niedziela, 8 marca 2009

rym dym gym fitness gym

Co jakiś czas, każdego z nas nachodzi ochota na jakąś zmianę. Mniejsza, większa zmiana ale zawsze wiąże się to z jakimś postanowieniem. Od dłuższego czasu chodził za mną Fitness Gym. Jest to nazwa klubu, który oferuje szereg pewnych zajęć przysługujących się naszej sylwetce.
Bije sobie brawa, bo w końcu tam poszłam. Zajęcie trwało w sumie tyle, co godzinę lekcyjną, jednak tyle wystarczyło. W połowie jednego z ćwiczeń zaczęłam błagac w myślach, aby trenerka zaraz powiedziała: i to by było tyle na dzisiaj. Dochodzę do wniosku, że mam silną wolę, ale razu nie pisnęłam, nie polałam się łzami, ale dzielnie starałam się wykonywać wszystko co trenerka kazała. Wybaczam jej przede wszystkim ze względu na to, że jest moją imienniczką. Nie życzy się źle osobom o tym samym imieniu :P
A teraz od 3 dni czuję jakbym miała wielkiego siniaka na prawym pośladku, o reszcie nie wspomnę. W sumie nic tam nie ma, ale boli tak, że czuję się jakbym dopiero co stoczyła się z jakiegoś stromego wzgórza. Dorobiłam się nawet osobistego internetowego trenera, w postaci kolegi z Wrocławia, który swego czasu sam chodził na siłownię i bardziej czynny tryb życia. Dostałam zadanie, po odbytym treningu a przed snem, porozciągać długie wiązadła aby rankiem móc się jakoś wytoczyć z wyra... Wytoczyć, jakoś się wytoczyłam.
Co prawda, ja stricte na siłownię nie chodzę, a na aerobik ... Po sześciu latach totalnej laby (no prawie, jeden rok w-fu na studiach wiosny nie czyni), wyszłam z postanowieniem poprawy - kondycji. Uwierzcie, jestem na dobrej drodze - zapisałam się na przyszło tygodniowe zajęcia. Z czasem przerzucę się na dwa zajęcia w tygodniu, a może i potem okaże się, że aby umówić się ze mną na pogawędkę trzeba będzie samemu zajrzeć do tegoż Fitness Gymu. Tyle, że na razie chyba za bardzo wychodzę w przyszłość. Póki co, chcąc usiąść na fotelu wykonuję serię ruchów rodem z robocopa, a mając zamiar zejść po schodach muszę się mocno trzymać poręczy :P

piątek, 6 marca 2009

dwa - trzy - cztery oblicza


Wyznam szczerze, że ostatnimi czasy nie ciągnie mnie do pisania w bardziej wyszukanej formie i na jakieś poważniejsze tematy.
To jest moje osobiste poletko, to tutaj znajdują się wszystkie moje twarze, choć nie zawsze wyrażone moimi własnymi słowami, często są to linki, filmiki, utwory, obrazki, etc. etc.

Jak wielu ludzi posiadam kilka własnych obliczy, sama nie wiem ile dokładnie ich jest, i która kiedy się ujawnia. Wyznam, że jest to dosyć ciężka przypadłość: nie dwie, nie trzy ale o wiele więcej twarzy. Czysty eklektyzm osobowości, a także gustu. Może dlatego, odnosząc się do tego ostatniego, potrafię tak dobrze doradzać innym względem estetycznym i temu pochodnym aspektom. Tyle, że jak już wyżej wspomniałam, jest to dosyć uciążliwa cecha, tak ogółem rzecz biorąc nie zawsze wiem czego ja sama chcę. Wiem czego pragnę w danej chwili, jednak nie zawsze jest to jakieś pragnienie bardziej rozciągnięte w czasie. Ot taki banalny przykład ubioru, gdzie moja szafa wypełniona jest po brzegi ubraniami w różnych stylach: "dziś ubiorę się na sportowo, dziś na pin-up'owo, tym razem na rockowo, a teraz może coś bardziej etnicznego". Ja wiem, że kobieta bywa zmienną, ze ubierać się można zgodnie z humorem dnia dzisiejszego, czy odnośnie miejsca w które się udajemy ....
Jedni mówią, że jestem słodka jak cukierek, drudzy, że jestem dzika - a ja jestem po prostu sobą, robię to co czuję i to co myślę. Jednak w gruncie rzeczy nie do końca wiem czego chcę od siebie samej, od ludzi wokół mnie i od świata po którym dane jest mi stąpać. Mój eklektyzm trochę mnie przerasta, może powinnam więc trochę przystopować, a zwrócić się w stronę tych małych pociech, jakie towarzyszą mi od wielu, wielu lat.
Ciągle marzę o latarni morskiej ...

piątek, 30 stycznia 2009

czarodziejka

Moja mama ma najpiękniejsze serce jakie dane mi było kiedykolwiek poznać. Ta magia wprost z niej emanuje. Czarodziejka. Najpiękniejsze serce...nie tylko jako matka, ale też żona, siostra czy znajoma.

środa, 28 stycznia 2009

materializm

Nie mieszczę się we własnym pokoju ]; mam za dużo mebli, a z drugiej strony ciągle nie mam miejsca na wiele ze swoich rzeczy ...

... chyba czeka mnie wyprzedaż albo 'a bierzta co chceta' !?

wtorek, 20 stycznia 2009

dupa

dupa... lubię to słowo.
i nie, was tam nie mam.

sobota, 17 stycznia 2009

inspiracje, transformacje

+ Każdemu jest dana radość życia, jest to dar, jeśli się ją zagubi to trzeba ją odnaleźć.
+ Im mniej mamy potrzeb, tym mniej narażeni jesteśmy na przykrości. Brak cierpienia wystarczy aby być szczęśliwym.
+ Spokój to szczęście. Należy się zdystansować, nie przeżywać intensywnie ani być obojętnym. Złoty środek to podstawa.
+ Miłość jest prawem, miłość podług woli.


Nie ma jednej mnie. Ciągle przeżywam transformacje, inspiracje, ale też cały czas duża część tych poprzednich jest we mnie. Są częścią mnie, zatem to kim jestem w danej chwili odpowiada moim myślom, nastrojowi i inspiracjom. Powyższe zdania to frazy zaczerpnięte z różnych źródeł, na jakie trafiłam, a które zwróciły moja uwagę. Są dobre, ale nie odzwierciedlają mnie jeżeli się nad tym zastanawiasz. Chociażby to trzecie zdanie. Według mnie nie ma nic piękniejszego jak intensywność przeżywanych chwil, uczuć, melodii, obrazów, słów, itd. Pomimo, że z czasem potrafi to wyssać z nas energię na jakiś czas, a także dany przeżywany intensywnie aspekt może już zatracić w naszych oczach swoją wartość, to nie ma nic piękniejszego jak szybkie uderzenie serca, szybkość działania. To się nazywa inspiracja.

niedziela, 4 stycznia 2009

nowa magia


Stwierdziłam, że się uwsteczniam, wręcz odmóżdżam i pewnie w tym przesadzam, ale ja po prostu żyję normalnie. Może więc będę w taki sposób czasem tu pisać ... normalnie, zrozumiale, z życia codziennego no i po kobiecemu – bo kobietą, jak mi się zdaje, jestem.
Jeszcze tak niedawno narzekałam, że brakuje mi magii, do której wciąż usilnie chcę wrócić ale brakuje mi czasu i determinacji aby przysiąść i ponownie zagłębić się w danej tematyce. Tymczasem, okazało się, iż wcale nie potrzeba tak wiele do realizacji tych pragnień. Wystarczy przysiąść by choć na jedną chwilę otworzyć daną książkę, kilka głębszych oddechów i to, co miesiącami wydawało nam się nierealnym i beznadziejnym tak nagle podlega realizacji.
Jakiś czas temu, tydzień z hakiem, byłam bliska tego wszystkiego co napisałam zdanie powyżej, jednak styczność z pewną osobą znacznie przeszkodziła mi we własnym przebudzeniu. Czułam się wgnieciona w myśli, zdania i postępowania. Dana osoba chciała mi narzucić nie tylko swoje zdanie, ale przede wszystkim starała się obarczyć mnie odpowiedzialnością za jeszcze inną jednostkę. W jednej sekundzie poczułam jak wysysana zostaje ze mnie energia do wszelkiego działania. Do tej pory szokuje mnie trochę ta świadomość, że istnieją takie persony - pijawki, wampiry energetyczne próbujące sterować nami swoją podświadomością, a przede wszystkim odbierające nam optymizm.
W każdym razie byłam świadoma działań tej osoby i walczyłam z nimi, przeszłam w kontratak i zwyciężyłam. W walce świadomie i nieświadomie pomogli mi moi przyjaciele, Żaneta, która nazbyt dobrze rozumiała mój problem, Rafał jak zawsze napawający mnie optymizmem, mój brat z Izajaszem i Krystianem, którzy wyciągnęli mnie tego najbardziej kryzysowego dnia na 'próbę' swojej kapeli ... Nie wolno popadać w naiwność wobec ludzi, a trzeba ich odbierać bardzo świadomie, aby samemu się nie zagubić.
Teraz ponownie odkrywam magię świata, mistycyzm słów, gestów, myśli i wrażeń. Ponadto ruszyłam pracę nad zleceniem na obraz, a także powoli wczuwam się w pracę licencjacką, chyba już najwyższy czas [: Mam jeszcze tylko nadzieję, że teraz łatwiej mi będzie też pisać na blogu, chociaż jak to dzisiaj stwierdził znajomy, jest to uzewnętrznianie się przed innymi, ale przecież to wiemy. Wiadome jest również, iż współczesny człowiek jest w większej mierze egocentrykiem ale i inni łakną historii drugich. Trzeba pokazywać swoje barwne wnętrze w najdogodniejszy nam sposób, nawet jeśli musi to być ta przez tak wielu przeklęta przestrzeń online.