niedziela, 26 grudnia 2010

egoizm

Dochodzę tylko do wniosku, że wszyscy w 70% (a to dużo) jesteśmy egoistami. I tyle!

czwartek, 2 grudnia 2010

Greensleeves

Anna Boleyn
Dziś trochę o muzyce, a konkretniej o utworze muzycznym bardzo popularnym w kulturze brytyjskiej. Mowa o Greensleeves powstałym w XVI wieku, najprawdopodobniej napisanym przez króla Henryka VIII dla swojej drugiej żony Anny Boleyn. Według jednych źródeł melodia tegoż utworu oparta jest na walijskiej kołysance; drugie źródło wskazuje na melodię włoską, pewnym faktem jest natomiast wymienienie melodii Greensleeves w sztuce Szekspira "Wesołe kumoszki z Windsoru" (czy "Wesołe niewiasty z Windsoru") gdzie występuje taki oto wers:
Let the sky rain potatoes! Let it thunder to the tune of 'Greensleeves'!
Henryk VIII

 Osobiście pierwszy raz spotkałam się z tym utworem poprzez film Agnieszki Holland "Tajemniczy ogród", gdzie występuje kilkukrotnie: kiedy Mary znajduje klucz do ogrodu a melodia Greensleeves dobiega z pozytywki Lady Craven, oraz w jednej krótkiej scenie gdy kucharka zagniatając ciasto głośno śpiewa:

Alas my love you do me wrong
To cast me off discourteously;
And I have loved you oh so long
Delighting in your company ...


Jakoś utkwiło mi to w głowie (tak jak i kilka innych utworów). Z czasem poznawałam inne wersje wykonania tego utworu lepsze czy gorsze, jak Loreeny McKennitt, Ralpha Vaughan Williams'a, (te dwa polecam szczególnie) The King's Singer's, Blackmore's Night ... aby się przekonać jak wiele tego jest wystarczy wpisać tytuł w wyszukiwarce YouTube.

sobota, 27 listopada 2010

Zimowisko

Ciągle sobie obiecuję: co najmniej jedna nota w miesiącu. Jest o czym pisać, jednak trzeba to czynić na bieżąco a nie podsumowując, bo tak to wszystko wydaje się bez większego znaczenia (by notować na łamach bloga).
Pracuję nad magisterką, idzie topornie skoro na dzień piszę 0,5-1 stronę i po tyle mniej więcej liczą sobie moje podrozdziały. Do końca semestru mam oddać minimum 2 rozdziały, ok, jeden napisałam i liczy on sobie 6 stron - straszne, prawda? Wody w końcu lać nie będę, powtarzać też się nie lubię, także leci mi to jak krew z nosa. Zobaczymy co na moje wypociny powie promotor, już we wtorek.

Zima powoli się rozkręca, póki co mamy -1 do -3 stopni, a ponoć tej zimy temperatury mają dochodzić do -30. Jakoś nie umiem tego sobie wyobrazić, nie w moim łódzkim mieszkanku, gdzie teraz ciskam zimną parą z ust i zakładam pod polar sweter. Nie palimy regularnie w kominku, bo nie każdego dnia się opłaca, np. wychodzimy o 7 rano i wracamy o 16-17, zanim rozgrzeje się kominek ja już kładę się spać a w nocy nie ma kto podtrzymywać ognia. Od kilku dni mamy za to węgiel i może on nas poratuje. W każdym razie na tym koźle można grillować (; Takim pozytywem zakończę ten akapit.

Napiszę jeszcze tylko o obrazie który maluję. Z pewnej odległości wygląda świetnie, za to z bliska tylko nerwy mnie szarpią P; Mnóstwo tkaniny czyli fałdki i zagięcia, przewaga jednego koloru, także trzeba kombinować by elementy nie zlewały się ze sobą w jedną plamę. No cóż, sama sobie jestem winna za wybranie motywu ... teraz muszę dokończyć to co zaczęła moja idea.

czwartek, 14 października 2010

Alicja w Krainie Czarów

Swego czasu przeszukiwałam internet aby zdobyć trochę informacji o tym dziele Carroll'a. Szukałam raczej faktów, zdjęć i pierwszych wydań ilustracji [nie tylko tych Tenniel'a], nic a nic nie myślałam o ekranizacjach, wręcz przekonana byłam, że najstarszą zekranizowaną wersją jest ta z 1985 roku. Tak na prawdę jest to najstarsza wersja, jaką sama widziałam.
Na szczęście jest internet, który prędzej czy później uświadamia ludzi, że są w błędzie lub, że żyją w ogromnej niewiedzy [; Dziś, całkowicie przypadkowo natrafiłam na kilka wersji Alicji z Krainy Czarów z początku XX wieku. Rarytas aż palce lizać!

Najpierw przedstawiam Wam film niemy, nakręcony w 1915 roku






Czym przede wszystkim ujmuje ten film? Został zrealizowany równo 50 lat od pierwszego wydania książki, a już sam fakt, iż jest on z samego początku XX wieku, daje nam pewne wrażenie, powiew epoki wiktoriańskiej.
Miłym akcentem, dodanym przez rosebudgarden, jest muzyka renesansowa i barokowa, szczególnie ta druga, niezmiernie lubiana w Anglii w I połowie XIX wieku.

Natomiast kolejna ekranizacja, z 1933 roku urzeka hollywoodzką pomysłowością na tworzenie bajkowego świata:

Nie myślcie tylko, że Alicja... z 1915 roku, jest pierwszą ekranizacją! Jest także starsza wersja, aż z roku 1903, którą możecie obejrzeć TUTAJ.

sobota, 9 października 2010

w skrócie

Tak w skrócie co u mnie od ostatniego wpisu, czyli od sierpnia:

- zdałam wrześniowy egzamin poprawkowy i jestem szczęśliwą studentką 2 roku USM na Uniwersytecie Łódzkim 

- maluję obraz, czasu do realizacji, aż do grudnia

- miałam krótkie, lecz zwariowane wakacje: spontaniczny przyjazd do Międzyzdrojów (prosto z pogrzebu) o godzinie 22:00, gdzie po szczęśliwym znalezieniu noclegowni wybyliśmy na Bosmana i Pudzianową kilkunastosekundową walkę, a kolejno na plażę w celu spożycia miętowej Gorzkiej Żołądkowej i [oczywiście] Bosmana. Nasz pobyt w Międzyzdrojach skończył się o godzinie 14 dnia następnego, skąd dotarliśmy do Szczecina i do godziny 23 zwiedzaliśmy miasto ze znajomymi

- powiedzmy, że spełnienie małej części marzenia: dostałam latarnię morską! może nie taką, w której szło by zamieszkać, ale cieszy moje oko i myśli [:

- offroad w lubuskim ze znajomymi

- wyjście do teatru na spektakl, który nieszczęśliwie danego dnia odwołano [; i zastępczo wybranie się do kina na 'Salt' z A. Jolie i Wać Panem Danielem Olbrychskim

- Acid Drinkers w Aleksandrowie Łódzkim i odwiedziny Olo z żoną Kasią w naszych skromnych progach [Wiśniówka, wódka, Lechy Pilsy, Ballantine's, Ciechan]

- 2 zakalce, jedno oklapnięte ciasto i jedno nazbyt wyrośnięte, ale ciasteczka owiane udane = zaprzyjaźniam się z piekarnikiem w moim studenckim mieszkanku

- i jak zwykle, nieprzeczytane książki, nie tyle co nie mam czasu a fakt, że jet ich kilka i to już zaczętych (: trudny wybór, no i jeszcze ten stan  łączy się ze wszystkimi dodatkami do the Sims2 i tego, że na pewien czas wkręciłam się w tę grę

- Kóla na studiach (: 

czwartek, 19 sierpnia 2010

Ahh te wakacje

Ahh te wakacje! Nie pracowałam ale się przeprowadzałam! I to właśnie ta przeprowadzka zajmowała mi myśli przez większość czasu od rozpoczęcia okresu wakacyjnego. Ostatecznie przeprowadziliśmy się 8 sierpnia, jednak jeszcze przez kolejne dwa dni przewoziliśmy ostatnie rzeczy ze starego na nowe.

Muszę przyznać, że od pierwszej nocy w nowym mieszkanku czuję się tam dobrze, na Sienkiewicza nie do końca miałam takie odczucia mimo, że to było same centrum - wszędzie blisko, a teraz jestem praktycznie na wylocie miasta (: Mieszkanko jednopokojowe ale z dużą łazienką i sporą kuchnią [mieści się w niej stół!], no i fakt, że teraz to my jesteśmy panami miejsca, w którym mieszkamy [wynajmujemy].

Aktualnie przesiaduję na Śląsku, to już tydzień ale rzadko tyle czasu jestem w domu. Tyle chciałabym zrobić, z tyloma znajomymi się zobaczyć, a jednocześnie napawać się aurą mego pokoju, domu i rodziny. Z drugiej strony zaledwie kilka dni przed przyjazdem do domu przeprowadziłam się w Łodzi i również chciałabym pobyć w nowym lokum, poczuć jego atmosferę i doprowadzić te kąty do porządku [posprzątać!]. Jestem trochę rozdarta między jednym a drugim: gdy jestem w Łodzi tęsknię za domem, a gdy przyjeżdżam do niego to tęsknię za mym mężczyzną. Jakoś nie mogę mieć jednego i drugiego, jednak tak zazwyczaj bywa [;

P.S. W nowym łódzkim mieszkaniu pojawiła się sztaluga, może ona zdeterminuje mnie do malowania (: szkoda by było zaniedbywać pasje.

poniedziałek, 24 maja 2010

odwiedziny Prawdy

Już dawno nie piłam kawy z Prawdą. Ostatnie deszczowe dni przywiodły Ją w moje progi.
Zaparzyłam kawę, nie miałam tak dobrej jak kiedyś, jednak obróciłam dwa razy młynkiem z przyprawą (z cynamonem oczywiście), dolałam mleka, zamieszałam i nie była taka zła w smaku. Do napoju otworzyłam pudełko z herbatnikami, już trochę stwardniałymi, także idealnymi dla maczania w ciemnym naparze.
Kocham mą przyjaciółkę, jednak jej obecność zazwyczaj wprawia mnie w zakłopotanie. Przeszywa na wskroś tym swoim spojrzeniem i zawsze mówi co myśli. Następnie jej słowa na długie godziny odbijają się echem w mojej głowie.

- Kim jesteś by zwracać się do mnie tak bezpretensjonalnie!? - zapytałam.

- Przecież wiesz, Prawdą samą w sobie. Choć czasem i moje wnioski zdarzają się być mylnymi, to zawsze skłonią do dogłębniejszego przeanalizowania stanu rzeczy.

- No dobrze, załóżmy, że Twój osąd jest trafny, ale czy zawsze jest wskazanym stosować się do wyniku?

- Wybór należy tylko i wyłącznie do Ciebie.

- Czasem wolałabym byś miała więcej taktu Prawdo. To, że wszystko jest jasne i czytelne nierzadko ułatwia sprawę.

- Nawet i ja mogę się mylić, wydając osądy za szybko. Z czasem te wnioski ulegają zmianom. To czego byliśmy pewni, że jest dobre okazywało się złym i odwrotnie.

- Dlaczego więc strzelasz we mnie tymi myślami!? Potem spać spokojnie nie mogę i wszystko rozpamiętuję na wszelakie sposoby ...

- Bo to jest ta nieustanna człowiecza walka - walka z samym sobą. Dasz sobie radę. Najważniejsze byś podejmowała dokładnie przemyślane decyzje.

- Bez filozofowania ... - odparłam.

- Bez filozofowania - potwierdziła Prawda.

wtorek, 27 kwietnia 2010

wzory do projektu, książki do zdobycia

Poszukuję inspiracji, wzorów, motywów, które mogłabym wykorzystać w swoim projekcie, a mianowicie malunkach na koszulkach i torbach. Po głowie chodzi mi jeszcze myśl o naszywaniu na ubrania jakichś cudów z filcu i koralików tyle, że najpierw chcę dowiedzieć się co nieco o tym tworzywie. Dziś w pasmanterii pani zaprezentowała mi dwa rodzaje arkuszy filców: cienki i gruby, różnica cenowa znaczna ale jaka różnica w zastosowaniu?
No właśnie, kolejna rzecz do przewertowania a póki co wydałam 59zł na książkę, która najprawdopodobniej przyda mi się do magisterki. Ahhh ta magisterka, promotor ponagla jakby się paliło, aż głupio przychodzić na obowiązkowe seminaria i mówić, że niczego się nie ma, bo książki w BUŁie powypożyczane a czasu i pieniędzy na czytelnię nie ma. Zresztą właśnie przyszły nam do wykonania trzy prace łącznie z prezentacjami na zajęcia  i oczywiście 3/4 materiałów tylko w czytelni (: Ahh ahhh, gdzie te wakacje!? ~[;

środa, 21 kwietnia 2010

One more cup of cofee ...



Uwielbiam tę piosenkę. Moja ulubiona Dylanowa, choć nie traktuje o niczym bardzo ważnym, tzn. o niczym ważnym z punktu widzenia polityczno-społecznego (: za to jest ona o zauroczeniu pewnego podróżnego w cygance.
ślę bardzo ładnie przetłumaczony tekst:

One More Cup of Cofee/Jeszcze Jedna Kawa
Masz słodki oddech
A w swych oczach brylantową czerń
Jak łania stąpasz, a w twe włosy
Poduszka wtula pierś
Ale miłości i oddania
Nie ma w tobie, pani
Nie mi, ty jesteś wierna
Lecz gwiazdom ponad nami

Jeszcze jedna kawa, no i w drogę
Jeszcze jedna kawa i odchodzę
Tam, do dolin, w dół…

Twój ojciec jest wyrzutkiem
Za fach ma – bycie w drodze
On ci powie, co jest ważne
I nauczy rzucać nożem
W jego świat nikt obcy
Wstąpić nie ma prawa
Tak drży mu głos, gdy każe sobie
Podawać więcej jadła

Jeszcze jedna kawa, no i w drogę
Jeszcze jedna kawa i odchodzę
Tam, do dolin, w dół

Umie wróżyć twoja matka
Siostra i ty także
Ale liter nie poznałaś
I książki nie masz żadnej
Zabawa nigdy cię nie męczy
I jak skowronek śpiewasz
Lecz serce twe - nieodgadnione
I mroczne jak ocean

Jeszcze jedna kawa, no i w drogę
Jeszcze jedna kawa i odchodzę
Tam, do dolin, w dół

--------------------------------------
źródło

piątek, 16 kwietnia 2010

wiosenne obowiązki


Nadmiar. Promotor chce, aby już przynosić część rozdziału magisterki, dr P. każe nam szlajać się po Piotrkowskiej o 6 rano, by liczyć miejsca parkingowe i ich zużycie o danych porach dnia; test zaliczeniowy i jego potencjalna poprawa; obliczanie wskaźnikowe budżetu jakiejś tam gminy; impreza przebierana w Poznaniu w następny weekend i 'w co ja się przebiorę!?'; snucie planów na zarobienie grosza wykorzystując farby i pędzelki (ale aby to urzeczywistnić trzeba mieć jakiś kapitał początkowy), o! wystawienie płyt z grami na Allegro ... a do tego 2 książki czekające by je doczytać, stosik dzisiaj przytaszczonych kserówek z czytelni i jedno wielkie NIE CHCE MI SIĘ!
Aby rozweselić samą siebie otwieram okno i pozwalam wypełnić pokój 'świeżym' łódzkim powietrzem, gwarem samochodów + karetek [dziennie kilka razy tędy przejeżdżają], puszczam muzykę ambient i mam ochotę na kawę z mlekiem (nie ma obydwóch). Za to jest pyszna tabliczka białej czekolady i te lekko kołysane przez wiatr, a jakby do muzyki drzewa za oknem.
Niestety zamieszczone zdjęcie nie przedstawia mojego widoku z okna, jest to fragment łódzkiego Parku Reymonta przy ulicy Piotrkowskiej/Przybyszewskiego, a konkretniej przy Białej Fabryce. Na terenie Łodzi znajdziemy mnóstwo parków, często bardzo małych, że aż trudno o nich mówić 'park'. Sama mieszkam niedaleko Parku H. Sienkiewicza i Parku Moniuszki, jak zrobi się cieplej i zieleniej to na pewno będę częściej odwiedzała ten sienkiewiczowski. Natomiast Park Reymonta jest moim kolejnym zadaniem na zaliczenie studiów, dlatego też zdjęć nie  robiłam 'od tak', za to w celach dokumentacji, zresztą tuż przed Wielkanocą także nie takie stare zdjęcia, choć w ciągu dwóch tygodni przyroda sporo zzieleniała.

środa, 31 marca 2010

lubię. uwielbiam. lubię


lubię pudrowe zapachy
pastelowe kojące oczy barwy.
uwielbiam wpatrywać się w blask nocnych latarni
i czuć ciepły koc na stopach.
to, co zawsze maluję w zeszytach to pnącza
po których wzbijam się w przestworza.
lubię mistykę
oraz enigmatyczne spacery . donikąd
podróżowanie historiami z zaklętych książek
delektowanie się smakiem i aromatem własnoręcznie przyrządzonych ciastek
kolekcjonowanie pięknych ilustracji.
lubię myślenie, że moje życie jest jak z krainy czarów

wtorek, 16 marca 2010

autorefleksja

Zapewne i u Was jest tak, że przez jakiś odcinek czasu rządzi Wami jakaś inspiracja - jedna, dwie, czy ile ich tam Was szarpie. Mnie tak na prawdę te moje inspiracje irytują, przez nie to nie umiem się określić.
Podziwiam osoby, które ciągle doświadczają nowych inspiracji, widać to a bezustannie mają ten swój charakterystyczny styl, niby są tacy jak zawsze ale odświeżeni.
Nie mam nawet pojęcia jak to podsumować. Zmieniam się a jednak pozostaję wierna pewnym regułom, elementom, rzeczom i zawsze do nich wracam. Tylko po co mi to wszystko pośrodku?
Taka mnie dziś naszła refleksyjna myśl. Autorefleksyjna.

sobota, 27 lutego 2010

odrywanie siebie

Impuls oznacza czynienie tego, co się aktualnie chce czynić, a nie z innych względów, opisywanych przy użyciu takich pojęć, jak dobro, szlachetność, piękno, itd.
    W orientacji "impulsowej" prawdziwa jaźń jest czymś co musi być odkryte. W sferze "instytucjonalnej" oczekiwanie na "odkrycie siebie" może wydawać się stratą czasu. "Ja" jest czymś, co się osiąga i tworzy lub uzyskuje w drodze starań, a nie "odkrywa".

Zbigniew Bokszański, Tożsamości zbiorowe,
Wydawnictwo Naukowe PWN, 2007

poniedziałek, 22 lutego 2010

Straszny tydzień i zaklęcia Protego Horriblis

Zaczął się tydzień ciężkiego oddechu i niepewności. Pierwsza poprawa za mną, dwie jeszcze przede mną. W dodatku od dzisiaj mamy już drugi semestr, także trzeba pojawić się na dzisiejszych wykładach, a raczej wypadałoby się na nich pokazać. Z okazji tego strasznego tygodnia staram się myśleć tylko i wyłącznie o rzeczach miłych, np:
  • poprawa pogody i fakt, że już nie trzeba codziennie myć podłogi w przedpokoju (nie to, żeby była codziennie myta),
  • moja wizyta w domu, co prawda nie zdążyłam odpocząć i wchłonąć jego aury ale zawsze miło jest pobyć w domu,
  • podczas mego pobytu w Jastrzębiu upiekłam swój pierwszy chleb !!! Zajadałam się nim i pyszną domową konfiturą truskawkową. Przepis zaczerpnęłam od Trufli. Zdjęcie nie jest idealne bo robione telefonem komórkowym, kompozycja zresztą też niezbyt wyszukana albowiem apetyt mąci estetykę ...
  • odpowiednia muzyka i jeszcze odpowiedniejsza,
  • pouczająca i pocieszająca lektura o podejmowaniu decyzji w życiu, czyli "Dżungla życia" Beaty Pawlikowskiej,
  • ha, przez ten stres ciągle jem, jednak pociesza mnie myśl, że na styczniowym weselu paradowałam w sukience rozmiar 36 (i tak właśnie się pocieszam),
  • ja się uczę a mój mężczyzna gotuje nam pyszne obiady, laaaaba!,
  • drink z cytrynówki i soku z granatu smakuje jak landrynki (mniam!),
  • no i jeszcze tylko 4 miesiące do wakacji!

poniedziałek, 15 lutego 2010

jagnięcina podana z grilla (na ostro)

Zaatakowały mnie smoki. Latają nade mną wkoło niebezpiecznie trzepocząc skrzydłami i wzniecając wiatr, który przewraca wszystko co żywe na ziemię. Nie ma rycerza, są tylko biedne i zlęknione owieczki. A ja jestem tym jagnięciem, które stara się schować jak najgłębiej między owcami. Tylko smoki zioną ogniem, warczą nastraszając to niby nurkując w naszą stronę, to wzlatując w chmury. Nie ma rycerza, nie ma dzielnych szewczyków a tym bardziej dzielnych pastuchów ... *


Studia nie wychodzą na zdrowie, tym bardziej, gdy wykładowcy usilnie próbują wyeliminować choćby 1/4 studentów na roku. Spadam w czarną dziurę niemocy. Jestem coraz mniejsza i mniejsza, mniejsza... Może to był błąd wybierając się na studia o których nie ma się zupełnego pojęcia, ale za to rokują pomyślą przyszłością. Zobaczymy, albowiem to Oni jedynie mogą mnie wyrzucić, bo sama nie mam zamiaru się stamtąd zwalniać.
Póki co siedzę w Jastrzębiu, to moje ferie, mój ratunek od obłędu. Niby źle, że nie zabrałam ze sobą notatek do przyuczenia, jednak jestem tu by odpocząć. Inaczej rozchoruję się tak, że wszyscy wkoło będę mnie mieli dość! Ha, mówię to jak małe dziecko, i tak też się czuję. Tym bardziej, że tego samego dnia co przybyłam do domu dowiedziałam się, moje nadzieje a raczej przekonania co do zamknięcia choćby połowy egzaminów sesyjnych zostały jakby brutalnie podarte i wyrzucone do kosza przez krytyka (literackiego powiedzmy), jako sztuka aż nadto realistyczna niż patriotyczna (czyli za dużo niewiedzy niż wykutych słowo w słowo, jak mantry zdań).
Płaczę jak dziecko w poduszkę i odganiam myśli apokaliptyczne, śniąc o lepszym jutrze w moim małym pokoikowym azylu.

*mój własny cytowany tekst

piątek, 22 stycznia 2010

Oren Lavie

Zakochałam się w głosie Orena Lavie. Pierwszy raz, gdy usłyszałam jego utwór na ścieżce dźwiękowej do Opowieści z Narnii - słuchałam go w kółko! Przeszukałam internet za jego innymi tworami ale okazało się wtedy, że jest w trakcie nagrywania swojej pierwszej płyty (The opposite side of the sea) i udostępniony był tylko jeden utwór, który ma promować płytę - Her morning elegance. Czekałam na płytę i oto jest! A głos Orena brzmi jakby śpiewał nam kołysankę do snu: ściszony i odpowiednio stonowany, ale wbrew pozorom nie jest to płyta wyłącznie na wieczory. Słucha się jej wyśmienicie o każdej porze dnia, roku i o każdej pogodzie.
Zatem zapraszam Was do zatopienia się w tej muzyce!

środa, 20 stycznia 2010

folkObomb

Czas Bożego Narodzenia dobiega końca, a ja nie chcę zapomnieć o tym niezwykłym czasie: spoglądam na dziadka do orzechów i czuję smak orzechów włoskich, piję kawę z cynamonem i jem ciastko z ajerkoniakiem, a wszystko to oświetlają kolorowe lampki niczym z choinki.
Wiem, że w Jastrzębiu w salonie stoi jeszcze przyozdobiona choinka, w tym roku przebogata - pomieściła praktycznie wszystkie bombki, parę papierowych ozdób zachowanych z mojego dzieciństwa i parę tych z dzieciństwa taty. W tym roku dołączyła nowa bombko-ozdoba papierowa, tym razem nie powieszona a umieszczona na gałązkach choinki. Wspominałam o niej w przedświątecznym wpisie, jest to moja pierwsza przygoda z techniką decoupage. Bombka nie jest doskonała, ale jak na pierwsze podejście, klej wikol i styropianową kulę, wydaje mi się, że mogę się nią pochwalić:
Co najważniejsze to mandala z kwiatów i kogutów, typowy łowicki wzór. A druga strona to folkowy misz-masz kwiatowy.
Kolczyki na prezent dla mamy będą na raz następny, gdyż nie zdążyłam ich cyfrowo uwiecznić. No i muszę ponownie nawiedzić Jastrzębie (: