sobota, 9 lipca 2011

żywe listy


Uwielbiam pisać listy i to, co się z nimi wiąże - słowo pisane. Słownictwo, którym posługujemy się na co dzień wydaje się zbyt proste dla oczu, a z drugiej strony posługiwanie się słownikowymi synonimami wywołuje wrażenie, że czytamy szkolny podręcznik.
autor: George Goodwin Kilburne (1839 – 1924)
Ludzie na ogół boją się pisać do siebie listy. Czy to list o charakterze oficjalnym czy nieoficjalnym, często boimy się reakcji odbiorcy. Może za bardzo rozpisałem/am się, Czy abym na pewno jasno to opisał/a?, itd. Ciągle mamy wątpliwości co do ilości zapisanych kartek - za dużo albo za mało. Czy na pewno swoje myśli zapisaliśmy jasno, może odbiorca odczyta je opacznie albo pogubi się w plątaninie wyrazów? 

Jak w każdym aspekcie człowieczego życia, żadna przesada nie jest tu wskazana.
 W dzisiejszych czasach list nieoficjalny, wyciągnięty ze skrzynki na listy, a nie skrzynki elektronicznej (albo jaśniej - list przyniesiony przez listonosza), jest czymś rzadko spotykanym. Już nawet coraz rzadziej wysyłamy sobie widokówki, a w zamian zamieszczamy zdjęcie zrobione telefonem komórkowym i umieszczamy je na portalu społecznościowym, do którego mamy dostęp również za pośrednictwem telefonu komórkowego. Listy piszemy za pomocą internetu, błędy ortograficzne automatycznie zostają podkreślone na czerwono, niechciane słowo usuniemy za pomocą klawisza back space, a w liście napisanym piórem? Przekreślone czy zamazane słowa, zdania świadczące o zmianie zdania przez nadawcę. Listy pisane odręcznie żyją. Nie idzie dla nich zastosować funkcji: kopiuj, wklej. Nie jest łatwo przypomnieć sobie, co dokładnie napisało się w ostatnim czy przedostatnim liście, gdyż nie można zajrzeć tak jak w internecie w zakładkę wysłane. Listy napisane na kartce wyrwanej z zeszytu, na papeterii czy innym arkuszu - żyją. Charakter pisma często zdradza samopoczucie autora, czy spieszył się w pisaniu, czy drżała mu ręka, a może rozważał każde zdanie i pisał je najładniej jak umiał. Pismo piękne, zgrabne, szerokie, wąskie, okrągłe, pochyłe, niewyraźne lub po prostu, jak kura pazurem. Wszystko to, łącznie ze stylem formułowania myśli pozwala na prawdziwe przesłanie swojej cząstki adresatowi. Do tego należy jeszcze dodać coś więcej niż zapisanie kilku stronic. Taki list należy przyoblec w kopertę, odpowiednio zaadresować oraz udać się na spacer na pocztę. Istny rytuał, który przy wiernym korespondencie ma możliwość zapętlania się, by trwać i dawać szczęście oraz dreszczyk podniecenia przy każdorazowej wizycie listonosza.

Z pozdrowieniami dla Sceiri

4 komentarze:

  1. Sceiri dziękuje za pozdrowienia!!! Właśnie mi się przypomniało, że teraz moja kolej :) Ściskam Cię, kochany Piracie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham pisać listy i mam to szczęście, że znam ludzi, którzy również to kochają. I chyba aż napiszę do Siura... Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam dostawać listy! Niestety ostatnimi czasy rzadko kiedy znajduję w swojej skrzynce tego typu skarby. Od czasu do czasu wymieniam listy z moim portugalskim przyjacielem i są to prawdziwe elaboraty, mimo, iż kontaktujemy się także przez internet. Jednak nie wszystko da się wyrazić w krótkiej formie jaką jest czat czy rozmowa za pośrednictwem komunikatora. Nad listem należy się zastanowić, przemyśleć, poświęcić mu dużo czasu (przynajmniej w moim przypadku tak to wygląda). A jeśli na dodatek piszemy w innym języku, mamy kolejna korzyść i swego rodzaju trudność.A ja lubię takie wyzwania. :) Pozdrawiam znad zimnego, polskiego morza ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za pozdrowienia (:
    Cieszę się, że jest nas trochę - tych piszących listy! (:

    OdpowiedzUsuń