wtorek, 26 kwietnia 2011

Romeo i Julia jak malowani

Rozmarzyłam się dziś.
Zostałam zanurzona w głębinach wyobraźni i poddana wrodzonej kobiecej romantyczności.
Wszystko to za sprawą mojego dzisiejszego internetowego znaleziska, którym jest teatralnie sporządzana sesja fotograficzna dla Vogue'a. A tematem był dramat Szekspira Romeo i Julia.
Należałoby jeszcze dodać, iż autorką zdjęć jest Annie Leibovitz, której wystawę zatytułowaną Kobiety obecnie możemy podziwiać do 16 maja w Warszawie.


Wracając do zdjęć - widząc miniatury odnosi się wrażenie, iż są to obrazy prerafaelitów, np. John'a William'a Waterhouse. Umiar kolorów przywodzi na myśl obrazy doby renesansu. Fałdy sukni Julii z pierwszej i trzeciej fotografii aż kuszą mnie do ich namalowania. Nieustannie wpatrując się w fotografie, czuję jak pochłania mnie ta bezsłowna historia. Ohh i te Romeowe rajtuzki [;




 




piątek, 8 kwietnia 2011

Większe znaczy lepsze

Wszyscy wiemy, że nie zawsze.
Coraz bardziej przestaję lubić osiedlowe zakupy. Nie dość, że nie można samemu sprawdzić,czy pieczywo jest choć w miarę świeże to jeszcze ekspedientka pyta się mnie dlaczego nie wolę krojonego chleba. Nawet jeśli wchodzę do samoobsługowego to najczęściej pieczywo podaje sprzedawca.
Natomiast w zieleniaku sprzedawczyni próbuje mnie przekonać, że wielkie jaja z wielką trójką w oznakowaniu, są najlepsze: bo z fermy i do tego nie trzeba wbijać kilku jajek a wystarczy takie jedno, duuuże! Daje mi je w opakowaniu po jajkach klasy 2 i zaznacza: proszę nie patrzeć na opakowanie, bo to klienci mi przynoszą, abym miała gdzie klientowi wkładać jajka. A ja mówię, iż zdrowsze są mniejsze, najlepiej z jedynką w oznakowaniu (a jeszcze lepiej byłoby z zerem), na co głucha na moje słowa sprzedawczyni: proszę nie sugerować się opakowaniem, TE (które mi dała) są lepsze, bo z fermy i duże!
We wtorek za to robiliśmy zakupy na targowisku, widziałam stoiska zasypane różnymi jajami, do wyboru do koloru. Owoce i warzywa podaje się sprzedawcy samemu, albo on sam każe wskazać, które chcemy. No może piekarenki przypominają te osiedlowe, czyli nie dotykamy przed zakupem, ale pieczywo dostałam tam pyszne, szczególnie bułki maślane, jeszcze złączone i mięciutkie jakby wyjęte z pieca (a dziś, na osiedlowym kupiłam rogala co twardy jak skała).

A supermarket lubię za to, iż w części z pieczywem sama wybieram każdą pojedynczą sztukę, którą włożę do koszyka. Jajka od klasy 0 do 3. Tylko za kupowaniem w supermarketach owoców i warzyw nie przepadam... Ale sama wybieram co chcę mieć w koszyku, z własną racją.