W sumie nie tęskniłam tak bardzo, jednak jak już tu jestem to nie chciałabym się już więcej stąd ruszać.
Gdy tylko przekroczyłam próg zostałam poinformowana, że strojenie choinki należy do mnie (a miałam nadzieję, że zastanę gotową). 20 minut temu skończyłam pakowanie prezentów, na szczęście część zapakowałam już w Łodzi. Właśnie, 3/4 mojego plecaka to były prezenty, a do tego taszczyłam jeszcze reklamówkę z wielkim pudłem, które nawet w marzeniach nie zmieściłoby się do plecaka (chyba, że przyszłość będzie wyglądała jak u Jetsonów i nawet samochód będzie kieszonkowy). Z zakupionych prezentów jestem zadowolona, w końcu trochę się za nimi nabiegałam, a najbardziej dumna jestem z prezentu dla mamy! Wykonałam dla niej kolczyki i nie z jakichś drewienek i szkiełek, ale z prawdziwych kamieni i srebra. Ponadto pierwszy raz spróbowałam swoich sił w decoupage, przyozdabiając styropianową bombkę etnicznymi wzorami. Miała też być szkatułka dla babci z decoupage'u, jednak nie starczyło mi już czasu i materiału (lakieru do drewna) i też szkatułka będzie jedynie zwykłym kufrem na biżuterię (ohhh ohh).
Na tym skończyło się moje twórcze zapatrywanie na święta, no chyba, że uwzględnię latanie za prezentami dla K., gdyż stwierdziłam, że najweselej będzie mu sprawić paczkę pełną różnorakich akcesoriów (nie napiszę jakich bo jeszcze szpieg to przeczyta!)!
Podsumowując: z pieniędzy jestem spłukana doszczętnie - choć pare rzeczy wykonałam własnoręcznie trzeba było zakupić materiały, lecz wszystko to w wierze, że święta będą udane! Zresztą na uszczęśliwianiu najbliższych nie wolno oszczędzać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz