wtorek, 24 marca 2015

poradnia poradnikowa

   Jeśli nigdy nie mieliście koszmarnego bólu głowy to polecam poczytać poradniki. Jakiekolwiek poradniki. Przyznajcie się komukolwiek, że je czytacie, od razu ta osoba pomyśli, iż najwidoczniej coś musi być z tobą nie tak, skoro sięgasz po tego typu lektury, a co dopiero jeśli zaczynasz jeszcze przytaczać fragmenty tych książek ...
No więc tak, przyznaję się bez bicia, trochę tych poradników przeczytałam. Nie wszystkie dałam radę skończyć, zazwyczaj stwierdzając, że to jakieś bajdurzenie i chyba autor ma poważne problemy z samym sobą. W końcu najlepiej doradzają Ci, którzy sami mają problem w danej materii i chcieliby postępować tak, jak wiedzą, że powinno się postępować, ale jakoś im nie wychodzi. Za to doradzanie wychodzi im znakomicie. Sama jestem tego znakomitym przykładem.
Ogółem przyznanie się do czytania poradników wskazuje, że mamy jakiś problem i nie umiemy sobie z nim poradzić. Tak dobitnie.
   Kiedyś szerokim łukiem omijałam te rejony księgarń z oznaczeniem PORADNIKI, PSYCHOLOGIA, a teraz? Obecnie za często księgarń nie odwiedzam, tylko podczas wizyt w Polsce, ale ostatnią swoją wizytę przypieczętowałam pielgrzymką po księgarniach i wertowaniu regałów oznaczonych nagłówkiem PORADNIKI, PSYCHOLOGIA. Czego możemy się tam spodziewać? Niezliczonej ilości książek o miłości, biznesie i ... odchudzaniu. Problem XXI wieku, voila!
   Dobra, to teraz pewnie zastanawiacie się jaki mam problem, skoro czytam poradniki. Najwięcej danych lektur przeczytałam pod znakiem "Odnajdź szczęście w sobie samym". Najgorzej, gdy sięgasz po jedną książkę za drugą, połykasz je i niby wszystkie traktują o tym samym, ale w pewnych kwestiach wykluczają się nawzajem - ból głowy, mętlik gwarantowane. Trzeba było wybrać jedną pozycję i jej się trzymać, albo chociaż jednego autora i ślepo zawierzać mu w każdej kwestii niż dokładać sobie inne punkty widzenia.
Coś tam z tych wszystkich porad pomogło mi w życiu. Bardziej pomogło niż zaszkodziło, wiele uświadomiło.
Poradniki zastępują nam obecnie mędrców i staruchy, którzy cieszyli się poważaniem i wiedzą uniwersalną przekazywaną z pokolenia na pokolenie. A co może być bardziej uniwersalne niż wiara w swoje siły i możliwości? niż akceptacja siebie i szacunek, a także miłość do siebie samego? No właśnie. Tego wszystkiego nie oblepimy ubraniami, perfumami, książkami, sloganami, studiami, a nawet czasami w jakich przyszło nam żyć. To są po prostu wartości i prawdy uniwersalne, bardziej oczywiste niż 2+2=4, bo matematyka to teoria i abstrakcja sprowadzona do jakichś form, a my sami, nasza samoświadomość jest najprawdziwsza. No i w końcu literatura poprzednich stuleci mówi jasno, że ciągle trapią nas te same problemy egzystencjalne i psychologiczne. Wszystko kołem się toczy.
   Jakkolwiek wracam do sedna. Czytam poradniki, bo dają kopniaka w tyłek i nawet jeśli motywują na chwilkę, to najważniejsze, że motywują w ogóle. Zawsze można wrócić do lektury, do pewnych fragmentów, albo nawet zapisywać sobie sentencje, które wydawało się nam, że pokazują nam czerwony punkt na tarczy i najwyższą pulę wygranej. Poradniki są jak podręczniki naukowe - zawierają regułkę i jej szerszy opis, abyśmy lepiej mogli zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego jedno zjawisko oddziałuje na drugie i potem zachodzi dany proces, z którego otrzymujemy konkretny wynik, zawsze inny w zależności od zjawisk jakie zaszły podczas procesu. I rzeczywiście czasem pomagają nam przemówić do swojego JA i je zrozumieć. Tyle, że nie raz tę poradnikową wiedzę trzeba mocno przefiltrować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz